Organizacja ta, choć powołana do pełnienia obowiązków znaczących i ważnych, już dawno zatraciła swój pierwotny charakter, szczególnie w strukturach powiatowych. Może tutaj robić co chce, jak chce i u kogo chce.
Dziś stoi na straży wyłącznie interesów inspektorów, którzy regularnie (z czego licznie śmieją się lokalni internetowi komentatorzy) taszczą do swej siedziby toboły z tak zwanymi próbkami. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdybym kilkadziesiąt lub nawet kilkaset razy za mojego średnio długiego życia, nie widział owych inspektorów na własne oczy i co ciekawsze, nie przyjrzał się dokładnie zawartości tobołów.
A tam same rarytasy:
- Kilka bochenków chleba i inne pieczywo,
- Kawa, herbata,
- Słodycze,
- Papierosy (wyłącznie z górnej półki),
- Owoce w puszkach,
- Mięsne frykasy.
Oczywiście powodem takiego przeciążania się "badaczy" jest obowiązek zapewnienia gawiedzi, że w obiektach handlo-spożywczo-gastronomicznych panuje czystość. Z opisów listownych powziąłem informację o nadzwyczajnej wręcz aktywności inspektorów w czasie świątecznym. Wtedy naturalnie panuje zwiększone ryzyko zakażeń. Stąd pracownicy SANITARIATU muszą pracować ze zdwojoną siła. To dla naszego dobra!
Na uwagę zasługują też liczne skargi dotyczące "niezapowiedzianych kontroli" w lokalach gastronomicznych. I o dziwo kontrola przebiega a la carte, z konsumpcją... ZA DARMO!
Aby opisać wszystkie przesłane mi sprawy zapewne potrzeba by napisać tuzin długich postów narażając przy tym ich bohaterów na sankcje ze strony badaczy. Jeżeli jednak miałbym poszkodowanym doradzać, to chyba najskuteczniejszą metodą byłoby zainwestowanie w sprzęt do nagrywania. Są przynajmniej dwa lokalne media, które z miłą chęcią udostępnią zarejestrowany materiał.