Za treść komentarzy odpowiadają ich autorzy. Komentarze obrażające innych użytkowników i groźby będą skutkować eliminacją ich treści.

sobota, 8 czerwca 2013

Cisza przed urną

Wyniki internetowego sondażu zamieszczonego w sieci ponad tydzień temu wskazują, że ta część elektoratu jednoznacznie wskazała swoje potrzeby. Co będzie dalej? Łatwo się domyślić. Trudniej wniknąć w umysły, którym inicjatywa referendalna zagraża bezpośrednio. Do wszelkich wyborczych rozstrzygnięć jest jeszcze daleka droga, ale już dziś należy zastanowić się nad przyszłymi wydarzeniami.

CO DAJE REFERENDUM?

Odrywając fakt organizacyjny i polityczny od czystej referendalnej teorii, referenda w ogóle mają wyłącznie plusy. Publiczne podnoszenie pytań i problemów referendalnych z zasady skutkuje zwiększeniem świadomości społecznej i politycznej obywateli, którzy dotychczas polityką się nie interesowali. Duży udział w tym ma platforma medialna i lokalni dziennikarze. Jest to podatny grunt, dla którego kampania referendalna jest jednocześnie ziarnem i doskonałym nawozem. Tematy powinny kiełkować same, z obiektywizmem może być różnie.

Bardziej skomplikowane są skutki samego głosowania. Te uzależnione są od sytuacji politycznej w miejscu (obwodzie) referendalnym. Układy polityczne, kondycja opozycji, wydarzenia poreferendalne – to niektóre z pól, które także podlegają wpływom referendalnym, choć same w referendum oceniane nie są. Bywa, że klęska referendum jest jednocześnie klęską opozycji. Bywa też zupełnie odwrotnie – klęska referendalna staje się dodatkowym bodźcem dla uśpionego elektoratu, by w terminowych wyborach w pełnej mobilizacji dokonać odpowiednich zmian.

W Papalandzie dziś nie można jednoznacznie wskazać, która opcja przeważy. Głosy są podzielone, ze wskazaniem na wariant większych strat niż zysków. Jak będzie? Możliwe, że na przestrzeni kolejnych miesięcy przekonamy się o tym bezpośrednio.

CO NA TO PAŁAC?

Akcja referendalna, jeśli dojdzie do skutku, ma na celu wywołanie daleko idących zmian społeczno-politycznych. W bezpośrednim zamiarze nie faworyzuje, żadnej politycznej strony, ale istotnie może zaszkodzić wyjątkowo mocno. Obecnie mamy do czynienia z ciszą i nasłuchiwaniem oraz analizą tekstów internetowych. Do tej pory nie podjęto prób polemiki piórem z samym faktem sondowania internautów. Z pewnością taktyka ulegnie zmianie w przypadku podjęcia kampanii referendalnej. Możemy spodziewać się użycia różnych narzędzi, które będą dobierane w zależności od poziomu strachu i mocy samej kampanii referendalnej. Pamiętajmy, że Pałac jest bardzo istotnym sternikiem na wielu polach życia społecznego Papalandu. To nie tylko setki zatrudnionych urzędników i ich rodziny, ale też przedsiębiorcy, którzy przez Pałac są ewidencjonowani i doskonale znani. Te z pozoru nieistotne kwestie mogą mieć duże przełożenie na samą frekwencję. Strach przed urzędniczą zemstą to wystarczający bodziec, żeby nie brać czynnego udziału w głosowaniu. Z tym problemem zetknęło się historyczne papalandzkie referendum. Jednak i wtedy biuro polityczne Pałacu było mocno niepewne, niepewna była i sytuacja polityczna w kraju, która rzutowała też na Papaland.

Przypomnijmy, 25 czerwca 2001 roku, u schyłku rządów AWS-u i premierostwa Jerzego Buzka (19 października złożenie urzędu), grupa inicjatywna w której skład weszło 18 osób, złożyła formalnie wniosek referendalny. Termin głosowania wyznaczono na 21 października – 19 października premierem został Leszek Miller (SLD). Mimo dobrej sytuacji ogólnopolitycznej w kraju dla grupy referendalnej (czego głównie obawiał się Pierwszy Złotousty Mąż Papalandzkiego PR-u), do urn poszło zaledwie 8,5% uprawnionych osób. Nie obeszło się też bez sądowego protestu, który w 10 punktach opisywał nadużycia podczas kampanii referendalnej, w tym uniemożliwienie przeprowadzenia kolportażu materiałów i akcji informacyjnej.

Z innych narzędzi, które mogą znaleźć się w użyciu, wymienić trzeba przede wszystkim czarny PR. Do tego typu zadań są odpowiednio opłacane komórki pałacowe, które na celu będą mieć szerzenie po pierwsze propagandy sukcesu, po drugie, będą w swoisty sposób atakować grupę referendalną.

Czy możemy spodziewać się nocnych szarży na srebrnym rumaku? Istotnie tak. Możliwe jednak, że i tym razem "nocne komando" będzie rozlepiać plakaty o papieskiej imprezie, czemu wiarę da sąd ze Żwiru i Figury w przypadku zarejestrowania tego "rozlepiania" przy pomocy urządzeń rejestrujących obraz i nie daj Boże dźwięk.

Teraz jedno jest pewne, poziom niepewności i strachu będzie narastał. Możliwe, że przyczyni się ów strach do wielu błędów na poziomie "dawania w ryło" i "wszystkich was znamy". Oby.

CO NA TO MIESZKAŃCY?

Bez względu na sympatie polityczne i osobiste mieszkańcy Papalandu nie mają prawnego obowiązku uczestniczenia w referendum, to jasne. Dodatkowym problemem jest ogólna niechęć obywateli do wszelkiej aktywności politycznej w skali całego kraju, co jest głównym przyczynkiem do utrzymywania się na poziomie lokalnym i ogólnopolskim politycznych struktur przestępczych o charakterze zorganizowanym. Ta niechęć plus czynnik zastraszenia stawia instytucję referendum w świetle bezużyteczności demokratycznej. W 2012 roku odbyło się 27 referendów w sprawie odwołania władz samorządowych, w wyniku których odwołano jednego burmistrza i dwóch wójtów. Paradoksalnie więc najlepsze jej narzędzie bywa najgorszym.

Przykłady ostatnich miesięcy pokazują, że trend zaangażowania obywatelskiego stale rośnie. Bytom i Elbląg dokonały już swoich wyborów, akcja referendalna ruszyła także w Warszawie. A więc referendum nie musi się kojarzyć wyłącznie z pieniędzmi wyrzuconymi w błoto* (co jest powszechnym nadużyciem stosowanym przez przeciwników referendów) oraz z politycznym pieniactwem i awanturą. To realne narzędzie, które służy weryfikacji bądź ocenie danej sprawy. Narzędzie, które aktywizuje obywateli do zaangażowania i zainteresowania się własnym otoczeniem politycznym i społecznym.

Dlatego, mimo braku prawnego obowiązku udziału w głosowaniu, każdy mieszkaniec mający czynne prawo wyborcze ma obywatelski obowiązek oddania swojego głosu. Bez względu bowiem na wynik, kluczowa bywa frekwencja wyborcza, a ta dla referendów – dla ich ważności – ustalona jest na 3/5 głosujących, którzy głosowali w poprzednich wyborach obecnie odwoływanego organu.


Jak dalej sytuacja potoczy się w Papalandzie? Zobaczymy. Mając na względzie ostatnie zawirowania na scenie opozycyjnej można domniemywać, że organizacji referendum podejmie się tylko wąska część obywateli zainteresowanych zmianami. Raczej nie należy się spodziewać głębszych podziałów. Koalicyjna strona lokalnej sceny politycznej z uwagą będzie przyglądać się kampanii referendalnej i miejmy nadzieję popełni wiele kardynalnych błędów. Aktywności "radnych statystów" też nie należy się spodziewać, całość ciosów referendalnych przyjmie garda pałacowego biura politycznego i propagandy.


(Urzędnik WU)


*Wydatki związane z organizacją i przeprowadzeniem referendum w sprawie odwołania organu stanowiącego jednostki samorządu terytorialnego przed upływem kadencji pokrywane są z budżetu państwa z części dotyczącej Państwowej Komisji Wyborczej.

3 komentarze:

  1. Fajny flashback. Pamiętam rok referendalny i to jak niektórzy się żalili i trzepali portkami. Dzisiaj inne realia i inne warunki w tym
    większa świadomość młodych ludzi. Problem z tym elektoratem polega na tym, że jest na wyspiarskich saksach. Jeśli referendum się odbędzie to udział wezmę z przyjemnością.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale ja olewam tę referendalna kpinę. Wolę poczekać na wybory.
    Wtedy dopiero zagłosuję i na pewno nie na Klinowskiego. Nikt nie będzie robił ze mnie idioty dla picu.
    Jak Klinowski chce sobie robić jaja z mieszkańców to niech to robi na własny koszt.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaja z mieszkańców to sobie robi Filipiak, choćby utrzymując w Pałacu nieroba Kocicha. Utrącenie tego zwierzaka jest wystarczającym powodem organizacji głosowania.

    OdpowiedzUsuń