Za treść komentarzy odpowiadają ich autorzy. Komentarze obrażające innych użytkowników i groźby będą skutkować eliminacją ich treści.

piątek, 31 sierpnia 2012

Ja Cię Zbyszku naprawdę serdecznie przepraszam

  1. Że musiałeś śpiewać w Papalandzie na źle zorganizowanej imprezie.
  2. Że Twoi wczorajsi słuchacze to w części banda pałacowych specjalistów od rewitalizacji.
  3. Że część wiejskiej publiczności musiała oglądać Twoje plecy.
  4. Że wódka lała się strumieniami i ludzie mieli w dupie Twoje teksty i muzykę.
  5. Że niektórzy byli tak pijani, iż mieli problem ze znalezieniem samochodu po koncercie.
  6. Że policja nie reagowała na wykroczenia, na które normalnie reaguje aż za szybko.
  7. Że kawiarenka wypełniona po brzegi zbyt często gości wyjątkowo podłe pałacowe charaktery.
  8. Że te same charaktery zdewastowały prawie całkowicie Papaland a pospólstwo mają w dupie.

Pamiętaj jednak, że w Papalandzie jesteś zawsze mile widziany.

czwartek, 30 sierpnia 2012

Bycie dziwką zobowiązuje

Pecunia non olet. Z takiego założenia wychodzą wszyscy najznamienitsi sutenerzy Papalandu. W myśl powiedzenia, że za pachnące pieniądze można zrobić wszystko, lokalna miernota próbuje właśnie dotykać dna. I choć jasne dla większości inteligentnych czytelników od dawna jest to, że miernota dno już przebiła lata świetlne temu, to nikt nie spodziewał się, że głupotą będzie drążyła skałę absurdu.

Papaland upada! To jasne jak słońce. Pierwszym objawem jest wycie psa trzymanego krótko na łańcuchu przy pałacowej budzie. Kolejnym objawem będą konwulsje spowodowane zepchnięciem na margines psychospołeczny. Zasadniczo miernota i tak już nie ma z kim na mieście pogadać. Kiedyś przynajmniej stołowali się wespół z Posłem - jak przystało na świnie - przy ulicy Konfederacji, wśród ludzi. W "Urzędowej" już powoli czuć do nich niechęć - przynajmniej tak twierdzą po cichu parobkowie. Czekać tylko jak "Mulat" wypierdoli ich za drzwi. Kiedy to się stanie Papaland dojrzeje do zmian. Chociaż po tym co dziś przeczytałem uważam, że dojrzeć powinniśmy szybciej.

W ewentualnych komentarzach i korespondencji elektronicznej proszę dziś pałacowe pieski wyłącznie o wyrafinowane ujadanie pod moim bajkopisarskim adresem. Jutro i tak się z Wami spotkam na korytarzu. Będziecie uprzejmi i mili. Przeżarci fałszywością do szpiku swoich chrześcijańskich kości. Pamiętajcie, że bycie dziwką zobowiązuje. Wiem też jedno, przed Waszym spadaniem nie ma już żadnej ochrony.


wtorek, 28 sierpnia 2012

Państwo w państwie

W ostatnich dniach rozeszła się w Galicji wieść o zwiększeniu zatrudnienia o 4,7 etatu w najbardziej skorumpowanej i zdegenerowanej organizacji publicznej. Już wcześniej pocztą elektroniczną otrzymałem także liczne opisy dotyczące działalności bezpośredniej tego stowarzyszenia. Mowa oczywiście o SANITARIACIE.

Organizacja ta, choć powołana do pełnienia obowiązków znaczących i ważnych, już dawno zatraciła swój pierwotny charakter, szczególnie w strukturach powiatowych. Może tutaj robić co chce, jak chce i u kogo chce.

Dziś stoi na straży wyłącznie interesów inspektorów, którzy regularnie (z czego licznie śmieją się lokalni internetowi komentatorzy) taszczą do swej siedziby toboły z tak zwanymi próbkami. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdybym kilkadziesiąt lub nawet kilkaset razy za mojego średnio długiego życia, nie widział owych inspektorów na własne oczy i co ciekawsze, nie przyjrzał się dokładnie zawartości tobołów.

A tam same rarytasy:
  1. Kilka bochenków chleba i inne pieczywo,
  2. Kawa, herbata,
  3. Słodycze,
  4. Papierosy (wyłącznie z górnej półki),
  5. Owoce w puszkach,
  6. Mięsne frykasy.

Oczywiście powodem takiego przeciążania się "badaczy" jest obowiązek zapewnienia gawiedzi, że w obiektach handlo-spożywczo-gastronomicznych panuje czystość. Z opisów listownych powziąłem informację o nadzwyczajnej wręcz aktywności inspektorów w czasie świątecznym. Wtedy naturalnie panuje zwiększone ryzyko zakażeń. Stąd pracownicy SANITARIATU muszą pracować ze zdwojoną siła. To dla naszego dobra!

Na uwagę zasługują też liczne skargi dotyczące "niezapowiedzianych kontroli" w lokalach gastronomicznych. I o dziwo kontrola przebiega a la carte, z konsumpcją... ZA DARMO!

Aby opisać wszystkie przesłane mi sprawy zapewne potrzeba by napisać tuzin długich postów narażając przy tym ich bohaterów na sankcje ze strony badaczy. Jeżeli jednak miałbym poszkodowanym doradzać, to chyba najskuteczniejszą metodą byłoby zainwestowanie w sprzęt do nagrywania. Są przynajmniej dwa lokalne media, które z miłą chęcią udostępnią zarejestrowany materiał.

niedziela, 26 sierpnia 2012

Bierność służy Dworowi

Przyglądając się wynikom wyborczym - nie tylko tym lokalnym - na przestrzeni ostatnich lat, można odnieść wrażenie, że w Polsce władzę na każdym szczeblu sprawuje... mniejszość. Demokracja, dając pospólstwu prawo głosu, dała mu jednocześnie siłę sprawczą. Niestety klasa polityczna już dawno nauczyła się doskonale omijać mechanizmy demokracji i tym samym zapewniła sobie ciągłość władzy, która bezpośrednio wiąże się z wymiernymi profitami określonymi w różnych walutach.

Ten sam globalny przykład zszedł także do samorządów lokalnych (a może tu miał swój początek?). Sięgając okiem na lokalne podwórko ujrzymy te same twarze, które trwają na potocznie zwanym stołeczku już wiele lat. Wykorzystując swoją pozycję, najczęściej zdobytą przypadkiem lub "dobrym układem", Dwór nauczył się sterować lokalną demokracją w sposób, który zapewnia jej ciągłość trwania. Wiele osób zastanawia się jakim sposobem Księżna, mimo oczywistej nieudolności, sprawuje urząd tak długo. Odpowiedzi na to pytanie jest wiele. Poczynając od zupełnie legalnego odurzania gawiedzi swoją matczyną postawą, która zapewnia chleb w wielu papalandzkich domostwach, poprzez wykorzystywanie (bardzo pomysłowe) zestawienia katolicyzmu i papieskości, na szukaniu wroga wśród tak zwanych środowisk lewicowych kończąc.

Oczywiście wróg stoi w sprzeczności z dwoma pierwszymi wymienionymi aspektami. Wpierw papalandzkie środowiska lewicowe, które z lewicą nie mają wiele wspólnego, są - jak podkreśla Dwór - nastawione antyklerykalnie i chcą zniszczyć papalandzki kościół. To dla prawdziwego katolika mieszkającego w papalandzie musi być wystarczający powód, aby głosować na dworskich przedstawicieli i zapewniać im ciągłość sprawowania urzędu. Po drugie środowiska lewicowe sprzeciwiają się rodzinnemu charakterowi pełnienia funkcji publicznych w Papalandzie a to w sposób znaczący przeciwne jest linii "narkotyzowania" wielu papalandzkich rodzin. Dzięki tak banalnym zabiegom Dwór zawsze zapewnia sobie tak zwany żelazny elektorat w osobach myślących przez pryzmat "wiary" oraz w osobach uzależnionych zawodowo.

W stosunku do ogółu mających prawo głosu elektorat ten stanowi mniejszość. Jednak bierność pozostałych wyborców, szczególnie tych zniesmaczonych i niechętnych polityce, daje o dziwo w lokalnej demokracji przewagę tej mniejszości. Wyłomem od tej reguły był początek lat dziewięćdziesiątych. Wtedy szło nowe, choć ci, którzy "nowe" znali od dawna już wiedzieli czym to się może skończyć. Czyniąc wiadome herezje zostali zepchnięci na margines. Sam wtedy uległem takiej matrycy myślowej i dałem się "nowemu" nabrać.

Dzisiaj jednak, w dobie cyfrowych pergaminów i klawiaturowych piór, obecna władza traci swój animusz. Ciężej utrzymywać bierność pospólstwa i ciężej szukać wroga. Ludzie dojrzeli?

Przebywając od wielu lat u źródła papalandzkiej zarazy mogę tylko zapewnić, że jak z każdą zarazą, tak i z tą, można skutecznie walczyć. Aktywizując lokalną społeczność do większego zainteresowania i zaangażowania da się z pewnością stawić czoła destrukcji Papalandu. Destrukcję widać już przecież gołym okiem. I choć najczęściej lokalni opozycjoniści i środowiska z nimi związane odwołują się do tej destrukcji fizycznej (Plac Centralny, ulica Jezuicka) to nie można zapominać o innych jej formach: destrukcji politycznej, społecznej i ekonomicznej w tym turystycznej. To niezmienny od wielu lat Dwór jest za ten stan rzeczy odpowiedzialny. Tworząc kolesiostwo i układy na szczeblach władzy nie ogląda się na dobro pospólstwa. Szczerze powiedziawszy Dwór od dawna ma pospólstwo w dupie, o czym przekonałem się już wiele razy osobiście.

piątek, 24 sierpnia 2012

Głosowanie czas zacząć

Dzisiejsza "Trybuna Galicyjska" donosi o niezwykłym konkursie na druha roku. Wśród znamienitych kandydatów do tytułu nie mogło zabraknąć dworskiego ogniomistrza Ochotnika. Tak więc zarządzono w Papalandzie pospolite sms-owe ruszenie.

Obywatelki i obywatele!

Obowiązkiem Waszym jest zagłosować w plebiscycie. Nasz Ochotnik wsławił się wieloma akcjami i bohaterskimi czynami w ratowaniu ludzi. Czynów tych nie przysłoni nic, nawet wykorzystywanie publicznego oprzyrządowania do celów prywatnych. Sława jego sięga daleko, nawet ku Varsovii. Sam Pawliak go zna i ceni.

Wśród papalandzkich bajkopisarzy odbyła się więc narada dotycząca opinii o kandydacie Ochotniku. Oto co ustaliliśmy w toku dyskusji:
OPINIA POZYTYWNA, PRZYJĘTA JEDNOGŁOŚNIE.

A więc, głosowanie czas zacząć. Nie zawiedźcie naszego kandydata.

środa, 22 sierpnia 2012

Ile płacę?

Na łamach "opiniotwórczego" biuletynu mistrza poezji i prozy - tej pałacowej - pojawiła się dziś znakomita analiza (analizą para się także adept - ten od kawy). Dla chcących sięgnąć do źródła, artykuł można znaleźć na Forum Obywatelskiego Rozwoju.

Bajka ta by nie powstała, gdyby - znany i ceniony - mistrz nie dotknął dwóch kwestii. Pierwej pałacowy skryba klasycznie już nawiązuje pisownią do analfabety na co zwracają uwagę komentujący. Nie ma co jednak sobie tym pióra zawracać. To jest pałacowa norma, która nie przewiduje umiejących czytać wśród gawiedzi.

Gorsze jednak jest to, że skryba nic czytelnikowi nie mówi o tym, iż tak naprawdę pokazuje mu rachunek po części za siebie. Jak Papaland długi i szeroki i jak jego łąki i lasy szumiące, pospólstwo doskonale wie, że część z tego rachunku to pałacowa jałmużna dla skryby. Może więc warto skonstruować podobny rachunek z uwzględnieniem swoich zarobków i przedstawić go dworskim parobkom?

Niedoczekanie Wasze! Wszak nie godzi się, aby ujawniać dworskie sekrety. To mogłoby podważyć wiarygodność Dworu. Tajemnica to tajemnica. Prędzej nas sraczka dosięgnie niż coś powiemy.

Warto tylko zapamiętać, że jakaś tam mała część z 17 857 zł to cześć skryby, kipera kawy, przedstawiciela węgierskiej bohemy i wielu innych dworskich specjalistów i asystentów.

Upał straszny

Gęsta atmosfera panuje dzisiaj wśród zakamarków pałacowych korytarzy. Dwór zabiegany i spocony. Po minach wnioskuję, że przyczynkiem nie jest pogoda. To coś więcej. Strach i niedowierzanie - wiceksiąże w Krakowie? To nie może być prawdą!

A co to jest prawda?

To wszystko mogłaby wyjaśnić Wam węgierska bohema. Niestety jej tu nie ma. Zostawiła jedynie w spadku pewnego jegomościa. Wiceksięcia. Fikcyjnego w dodatku. Niestety z prawdziwą aż do bólu pensyją.

Abstrakcja pałacowej rzeczywistości staje się powoli materialnym dowodem na głupotę urzędników. Coś co wydaje się niemożliwe, w Pałacu się materializuje. Tak to już z głupotą jest, że zawsze sobie znajdzie miejsce dla siebie. U nas jej ostoją jest Pałac. Trochę pechowo, ale żyć trzeba.

Upał straszny. Daje się we znaki wszystkim.

piątek, 17 sierpnia 2012

Co dalej Bracia Inicjatorzy?

Już wkrótce minie rok od oficjalnego zarejestrowania Inicjatywy Wolny Papaland, o czym donosiły lokalne media. Skoro zbliża się okrągła, pierwsza rocznica, warto pomyśleć nad dorobkiem tego stowarzyszenia. Niewątpliwie jet ono w skali Papalandu - można ryzykować twierdzenie, że w skali Polski także - tworem wyjątkowym. Dzięki Inicjatywie z pewnością obudził się duch normalności wśród gawiedzi i pospólstwa. Wiem także wprost z pałacowych korytarzy, że duch ten wlał się pośród pracujących w pocie czoła szeregowych parobków. Swego czasu nawet "Gwardia Przyboczna", zajmująca się z reguły porzuconymi zwierzętami, przygotowywała się do oddania czci nowemu przełożonemu. Z wypowiadanych potajemnie opinii dało się wnioskować, że będąc na utrzymaniu Dworu, można jego stylu nie akceptować i można się z nim zupełnie nie zgadzać. To dzięki Inicjatywie pospólstwo zaczęło podnosić swe głowy, głośno artykułując swoje niezadowolenie.

W ciągu tego roku Inicjatywa powołała do życia stronę internetową. Za jej pomocą stowarzyszenie przedstawia pospólstwu sprawy ważne, zwraca także uwagę na kwestie podbarwione nutą aferalną. Niestety... duch powoli zamiera.

Nie pisałbym tej bajki, gdyby na sercu nie leżało mi dobro Inicjatywy. Przecież to dzięki nim sprawy Papalandu obrały nieco inny, lepszy kierunek. Obecnie jednak Inicjatorzy - bracia moi - wydają się być uśpieni. Prowadzenie "szmacianej wojny" oraz jedna demonstracja niczego tak naprawdę nie zmieni w Papalandzie. Wyborcy, a głównie o to chodzi, nie będą skorzy do zaufania organizacji skupiającej kilka osób, które są znane z tego, że są znane. Dlatego w odczuciu także innych papalandzkich bajkopisarzy Inicjatywa winna w jakiś sposób otworzyć się na sprawy pospólstwa. Obecnie struktura ta i jej zachowanie przypomina bardziej zakon, do którego wstęp mają tylko nieliczni obywatele.

W mojej ocenie Inicjatywa po roku swojej działalności powinna przede wszystkim zacząć z pospólstwem rozmawiać, wprost, twarzą w twarz. Polemika internetowa trafia głównie do osób młodych, obeznanych z techniką. Nie jest to najbardziej znacząca część wyborców, ale przecież liczą się wszyscy. Dlatego bracia moi, Inicjatorzy, wyjdźcie do ludzi! Zorganizujcie z nimi spotkania.

Całkiem możliwe, że na kilku pierwszych spotkacie się z gronem papalandzkich skrybów i jednym mistrzem prozy i poezji, który jak zawsze zrobi Wam reklamę, myśląc, że Wam szkodzi. To nie jest problem. Jeśli wyjdziecie do ludzi możecie tylko zyskać. Popularności i zrozumienia nie przysporzy Wam kreślenie niewyraźnego profil perdu. Z pospólstwem należy rozmawiać. Konkretnie. Czasem boleśnie. Ucieczka od rozmowy i dyskusji stawia Was w roli kreatorów zamkniętej kasty, która chce tylko pozbyć się obecnej w celu uzyskania własnych korzyści. Czy tak chcecie być postrzegani? Czy na tym Wam zależy?

Osobną materią jest dotarcie z tematyką poruszaną na Waszej stronie internetowej do osób, które z techniką nie są za pan brat. Z pewnością materializacja artykułów i ich dystrybucja w formie pergaminów nie jest w dzisiejszych czasach przedsięwzięciem tanim. Ale podług mej oceny nie jest to zadanie niewykonalne. Tylko bezpośredni materiał w rękach czytelnika da mu możliwość wyrobienia sobie własnej opinii. Nie załatwi tego plotka, podejrzenie i "wydawanie się" komuś innemu.

Kolejnym aspektem nieeksponowanym dostatnio jest choćby zalążek programu-wizji dla Papalandu. Nie ukrywajmy, że podczas kolejnej elekcji będziecie starać się posadzić na tronie własnego kandydata. Musicie więc gawiedzi coś zaproponować. Z pewnością dobrą ideą byłoby tworzenie takiego programu-wizji wspólnie z obywatelami. Jest wśród łąk i lasów Papalandu wielu mądrych, wykształconych i inteligentnych osobników. Wspólnie z nimi, a także z pozostałą częścią społeczności, winniście ustalić co jest dla nas najważniejsze i jak te cele powinny być osiągnięte.

Obyście bracia moi, Inicjatorzy, nie zgubili obranej ścieżki.
Obyście zaczęli ją poszerzać tak, aby wraz z Wami mogło po niej kroczyć społeczeństwo obywatelskie, o które walczycie, podobno.

czwartek, 16 sierpnia 2012

Odłączcie nas od internetu!

Portal Wadowice Online opublikował frapujące zestawienie, które dotyczy internetowych stron zajmujących się lokalnymi sprawami Papalandu. Dodam, że jest mi niezmiernie miło, iż bajkopisarskie karty także znalazły się w tym zestawieniu. Redaktor naczelny, którego nazwisko niestety stało się elementem drwin i przyczyniło się do powstania pieszczotliwego określenia "guziczarnia" (proszę redaktora, aby nie krył urazy, iż przywołuję tu to sformułowanie służące dworskim głupkom i kuglarzom), stwierdza w podsumowaniu, że:
"Na sam koniec taka mała dygresja: jeśli przyjrzymy się tym wszystkim stronom, ze zdziwieniem zobaczymy, że najbardziej merytoryczne, konkretne i najczęściej aktualizowane są strony "opozycyjne" a także, że najwięcej piszących jest właśnie z wadowickiej opozycji."
Niech się Naczelny tak strasznie nie dziwi! Papaland zaiste słynie z tego, że tak zwana "koalicja" - czy jak kto woli "Wspólny Dwór" - to ludzie, którzy albo nie umieją pisać, albo czytać... albo jedno i drugie, choć są przypadki wykształcone, z dyplomami - wtórni analfabeci. Niech się wreszcie Naczelny nie dziwi, że opozycja jest o wiele lepiej przygotowana merytorycznie.

Wprawne oko dziennikarza dostrzec może w otchłani dworskiej głupoty blask rozumu papalandzkiej opozycji. Ten rozum od zawsze przeszkadzał Dworowi, stąd częste sankcje poprzez ostatnie lata dotykały opozycjonistów. Od regularnego ciągania po sądach, pozbawiania (w majestacie prawa) lokali służących kulturze i muzealnictwu, aż do wyzwisk rzucanych przez megafon podczas "opozycyjnego festynu" - który wpisał się w karty historii Księstwa głównie z powodu wyśmiania przyszłego Posła i Megafonu - oraz do nazywania opozycjonistów "narkomanami".

Dlaczego więc "Wspólny Dwór" nie korzysta ze zdobyczy techniki lub nie wykorzystuje ich w należyty sposób? Podobne wątpliwości zdradza Naczelny w zakończeniu. Ano dlatego Dwór nie korzysta, bo nie ma nic do powiedzenia! Cały tort podzielony, nie ma co komunikować gawiedzi, szkoda czasu, defraudujmy pieniądze. Do obsługi nowoczesnych technik nadaliby się młodzi podopieczni będący na Pałacowym uposażeniu. Ci jednak także nie mają wiele do powiedzenia ponieważ leczą słuch z powodu korzystania z membranofonów, albo zajęci są studiowaniem procesów przeciekowych dot. funduszy. Inny młodzian ma z reguły przydzielane funkcje lektorskie oraz aktorskie, bywa także, że para się analizą...

Jeśli już młodzi znajdą jakimś cudem czas na przetrząsanie zasobów internetu to zaganiani są do monitorowania poczynań opozycji, powszechnie zwanej "komuchami" lub "czerwoną zarazą". Autorem terminologii z zakresu opisującego papalandzką opozycję jest ceniony w całym Księstwie Poseł, który posiada także biegłe umiejętności z zakresu informatyki, gdyż sam sobie potrafi podebrać adres IP. Młodzi monitorując zasoby internetu czasami próbują swoich sił na polu komentatorskim. Wiemy to stąd, że najpierw przychodzą pochwalić się do pokoju obok swoją głupotą, a najdalej za pięć minut wpisują te głupoty w pola służące komentarzom, po czym wyrażają ogromne zdziwienie, gdy cały Pałac się z nich śmieje. Uroki młodości.

Dwór nie pozostaje jednak obojętny na nowinki techniczne. Do ich profesjonalnej obsługi wynajął prawdziwego specjalistę, którego umiejętności rozsławione są w świecie, to znaczy bardziej ku Podhalu. Specjalista ten "nazywany w zależności od źródła nazewnictwa", za pieniądze z powszechnej zbiórki wśród pospólstwa, prowadzi dworską enuncjację, która z reguły sprowadza się do zaklinania rzeczywistości.

I tak dzień za dniem toczy się internetowe życie Papalandu. Prawdą skądinąd jest, że nie mamy się czego wstydzić. No, może tylko trochę wstyd za Dwór.

środa, 15 sierpnia 2012

Cennik usług

W dniu wczorajszym napłynęło do mnie za pośrednictwem poczty elektronicznej kilka pytań, które dotyczyły "ceny usług biznesowych". Autorzy pytali w nich jak kształtuje się cennik tych usług oraz ich zakres i za ile, w razie konieczności, można mnie kupić. Zainteresowanym przedstawiam poniżej cennik usług, który obowiązuje na tym blogu.


Cennik
Cennik usług Pałacowego Bajkopisarza
Rodzaj usługi
Cena
Szkalowanie opozycji
50 zł
Post tendencyjny
70 zł
Post pochwalny
40 zł
Post bez sensu
30 zł
Post sponsorowany
100 zł
Post z błędami
GRATIS!
Post noszący znamiona herezji lub prokatolicki
GRATIS!
Post o tzw. "palikotach"
120 zł
Post o tzw. "guziczarni"
80 zł
Usługi dotyczące komentarzy
Przepuszczanie komentarzy pochlebnych Dworowi
10 zł/szt.
Usuwanie komentarzy niepochlebnych Dworowi
5 zł/szt.
Komentarz z Adolfem (do wyczerpania asortymentu)
25 zł/szt.
Komentarz nacechowany religijnie
15 zł/szt.
Tworzenie listy słów zakazanych
1 zł/szt.
Komentarz własny uderzający w opozycję
5 zł/szt.
Komentarz własny uderzający w "narkomana"
10 zł/szt.
Komentarz własny uderzający w tzw. "palikotów"
8 zł/szt.
Komentarz własny uderzający w tzw. "guziczarnię"
6 zł/szt.
Opóźnienie usunięcia komentarza łamiącego prawo
20 zł/szt.
Usługi dotyczące zdjęć
Zdjęcie kradzione
50 zł/szt.
Zdjęcie własne
20 zł/szt.
Zdjęcie byle jakie
GRATIS!
Inne usługi
Kawa w "Ogrodzie" z przedstawicielami Dworu
12 zł/dzień
Kawa "u Mulata" z przedstawicielami Dworu
12 zł/dzień
Stawiennictwo w Pałacu na telefon
50 zł
Obsługa kompleksowa (miesięcznie)
1650 zł
Wszystkie ceny są cenami netto, do których należy doliczyć podatek VAT w wysokości 23%

wtorek, 14 sierpnia 2012

Socjo...technika

Nie dalej jak wczoraj, znany i ceniony wśród papalandzkiego establishmentu oraz dworzan, poeta i prozaik - nazywany dość różnie w zależności od źródła tego nazewnictwa - opublikował tak zwany artykuł dotyczący jakichś "idiotów", którzy chcąc zabłysnąć nakręcili film. Oczywiście był to film idiotyczny. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby owa sprawa dotyczyła w jakikolwiek sposób spraw Papalandu. Dla normalnego czytelnika był to materiał, który naturalnie należałoby pominąć, gdyby powiedzmy ukazał się na głównej stronie bardziej poczytnych portali internetowych (co gorsza tam także się ukazał).

Jednak Papaland rządzi się swoimi prawami. Ów poeta i prozaik, który niegdyś był zagorzałym krytykiem miłościwie nam panujących członków układu, będąc obecnie na ich usługach (zupełnie legalnie) postanowił w charakterystyczny sobie sposób połączyć "idiotów" z "narkomanem". Oczywiście celem tego mistrzowskiego w swej głupocie zabiegu była chęć dyskredytacji "narkomana" w oczach lokalnej gawiedzi i pospólstwa. Zabieg ten stosowany jest przez "nazywanego w zależności od źródła nazewnictwa" celem przypodobania się Dworowi. Od wieków bajkopisarze na całym świecie wiedzą jednak, że takie przypodobywanie zwane jest - nie tylko w Papalandzie - wazeliniarstwem. Szczęśliwie jest to wazeliniarstwo na fakturę VAT lub umowę o pracę w związku z czym ciężko mieć jakiekolwiek zastrzeżenia do opisywanego tutaj "nazywanego w zależności od źródła nazewnictwa".

I tak oto mistrz papalndzkiej poezji i prozy prowokuje swoimi "zabiegami łączenia" do szerszej dyskusji o tym, do czego tak naprawdę służy owo "łączenie". Odpowiedź, choć na pierwszy rzut oka trudna do zauważenia, jest bardzo prosta. Mistrz służy Dworowi i jego interesom. Zapewne robi to z pobudek, których źródła nigdy nie uda się ustalić wszelkiej maści historykom, z których Papalnad także słynie. W dużej mierze uprawniony może być osąd, że źródeł tych nie udałoby się ustalić nawet biegłym... Za pewnik można jednak przyjąć, że zachowanie to ma na celu pokazanie przeciwników (przeciwnika) w jak najgorszym świetle. Oczywiście nie jest ważna jakość tego światła, jego barwa ani natężenie. Pospólstwo, otumanione przez Dwór solidnie na przestrzeni ostatnich lat, ma być po prostu przez to światło zaślepione. Taki stan hipnozy dworzanie (ci umiejący czytać tylko z jednego tabloidu) utrzymują od pewnego czasu i dzięki temu żyją w stanie niewiedzy o otaczającej ich rzeczywistości politycznej. Dla Dworu taka socjo...technika jest nowoczesnym elementem w sprawowaniu władzy, po który sięga niczym rycerz po miecz na polu walki w stanie zagrożenia życia lub nawet groźby porysowania zbroi.

Czego więc boi się Dwór skoro regularnie dobywa socjo...technicznej broni? Tylko głupiec nie zauważy, że Dwór boi się tego, co socjo...technika opisuje. A że Dwór głupi nie jest to postanowił skupić wokół siebie przynajmniej dwa socjo...techniczne miecze. Oczywiście zupełnie legalnie.

No a co wynikło z wczorajszego materiału? Pośród łąk i lasów Papalandu dało się dziś słyszeć głos ludu (tego umiejącego czytać nie tylko z jednego tabloidu):

- Chciał przyjebać a znowu wyszła reklama.

Mistrz nad mistrze. Yoda poezji i prozy.

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Kim jest wyborca w Papalandzie?

W ostatnim czasie jedno z lokalnych mediów postanowiło, zdaje się bez pozwolenia władzy centralnej, zareklamować jednego z radnych. I choć nie miała to być reklama pokazująca owego radnego w dobrym świetle, to z groźnie brzmiących wierszy tego publicystycznego tworu wyszła reklama całkiem pozytywna. Z reguły nadmierne zainteresowanie mediów danym tematem wynika bezpośrednio ze strachu właścicieli lub sponsorów danego wydawnictwa przed obiektem tego zainteresowania. Czasami obiekt zainteresowania wykorzystywany jest wprost do kreowania zysków dzięki na przykład zwiększonej oglądalności. W omawianym przypadku mają miejsce z pewnością obie te przypadłości. Tak jak w relacjach międzyludzkich, tak i tutaj zachodzą podstawowe procesy: od miłości i uwielbienia - dla mocodawców naturalnie - do czystej formy nienawiści w stosunku do przeciwników politycznych lub ideologicznych.

I tak pierwszy "narkoman" Papalandu, który wpadł na pomysł przeprowadzenia bliżej nieokreślonego eksperymentu na lokalnej społeczności i samorządzie postanowił (lub dopiero postanowi) kandydować na fotel burmistrza. Choć do wyborów pozostało sporo czasu, to czasu tego nie marnują obecni miłościwie nam panujący w Papalandzie osobnicy, dla których ów "szaleniec" stanowi poważne zagrożenie.

Można zadać sobie pytanie dlaczego się boją i jakim zagrożeniem dla Królowej jest radny "narkoman"? Jest zagrożeniem sporym! W korytarzowym świecie Pałacu żalą się ci, dzięki którym został radnym. Nie spodziewali się, że ktoś może mieć inne spojrzenie na Księstwo i na sprawowanie funkcji publicznych. Spojrzenie to nie mieści się w kategoriach, które zostały stworzone przez obecny układ w ciągu wielu lat panowania i dzielenia samorządowego tortu między swoich. Okazało się, że teraz nadużycia zaczynają wychodzić na światło dzienne. Niekompetencja i chamstwo niektórych tzw. urzędników jest publikowane w sieci i staje się powszechnym celem drwin.

Dlaczego więc coś, co praktycznie wiadome jest od lat nie pozwoliło odsunąć od władzy papalandzkiego establishmentu? Dlaczego tutejsi wyborcy zachowują się nielogicznie?

Papaland jest stosunkowo małym królestwem. Niegdyś wiele znaczącym, dziś upadającym i zgniłym do cna. Bezrobocie mamy duże, szanse na rozwój stosunkowo małe - przy obecnym sprawowaniu władzy. Ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby wykorzystać machinę budżetową do celów wąskiej grupy. Dzięki temu siatka zatrudnienia we wszystkich urzędach i spółkach z nimi powiązanych przypomina wielkie drzewo genealogiczne. Ciężko dowieść kto, komu i gdzie załatwił pracę. Łatwo jednak dowieść, że w ogromnej większości papalandzkich rodzin znajduje się osoba uzależniona od układu w sposób bezpośredni. Tym sposobem przebiegli miłościwie nam panujący stworzyli sieć powiązań psychologiczno-zatrudnieniowych, dzięki którym mogą kontrolować demokrację. To chytre zagranie zapewnia im kolejne wygrane wybory w myśl zasady, że ręki, która karmi się nie kąsa. Cieszą się więc wszyscy ci, którzy mają pracę i zajmują nawet najmniej znaczące stanowiska w sferze budżetowej. Dla nich płaca Księżnej jest źródłem utrzymania w mieście, które gospodarczo jest na skraju całkowitej zapaści.

A więc wyborca w Papalandzie to osoba w jakiś sposób powiązana z układem. Żyje w strachu i obawie przed jakąkolwiek zmianą, że już o próbie weryfikacji sposobu zatrudnienia nie wspomnę. Taka osoba nie zachowuje się jak "normalny" wyborca. Rozdziela swe krzyżyki tak, aby mógł przetrwać. A przetrwać może wyłącznie wtedy, kiedy nie ulega zmianie nic na szczytach władzy. Przynajmniej tak mu się wydaje!

Dla osób, które z układem nie są powiązane wyniki wyborcze nie mają większego znaczenia. Po pierwsze, jak mawia klasyk, jest ich garstka; po drugie, nie mówią zbyt głośno bo aparatura papalandzka skutecznie może ich pozbawić źródła dochodu. Ale im też tylko tak się wydaje!

W Papalandzie trzeba zmiany! Jest ona potrzebna przede wszystkim po to, aby można było normalnie żyć. Przyczynkiem do refleksji coraz większej rzeszy osób, także tych uzależnionych, jest osoba jednego z radnych, o którym wspominam na wstępie. Wydaje się więc, że sprawy zmierzają ku lepszemu; że będzie można wreszcie zacząć coś zmieniać. Ale czy oby na pewno przyszłość mieni się w różowych barwach? Czy mieszkańcy powinni bezgranicznie ufać nowemu? O tym w kolejnych dniach i postach.