Za treść komentarzy odpowiadają ich autorzy. Komentarze obrażające innych użytkowników i groźby będą skutkować eliminacją ich treści.

niedziela, 30 grudnia 2012

Strzał w kolano może boleć

Pamiętacie Państwo jak 20 grudnia roku 2012 wspominałem o budżecie u naszych sąsiadów z Kawiarni? Zorientowani w temacie wiedzą zapewne, że Książę Stary Domek, dziedzic papalandzkiego Desantu, miał ostatnio mocne przeżycia z tym związane. Przeżycia traumatyczne może wyzwalać u człowieka wiele różnorakich czynników, zaczynając od normalnego przewodniczącego rady miasta, na... myślących radnych kończąc (papalandzkie marzenia).

Co prawda w Papalandzie daleko nam jeszcze do normalności, ale pewne jej aspekty widoczne są u naszych kolegów zza górki. Możliwe, że wynika to wprost z krótkiego jeszcze czasu panowania układowego caratu na ziemi kawiarnianej. Jakikolwiek by nie był to powód, najważniejsze jest to, że ten przykład batalii budżetowej pokazuje nam jak powinna funkcjonować decyzyjność i po części demokracja. Uchwała budżetowa, o czym wspominałem wiele razy, jest praktycznie najważniejszym dokumentem uchwalanym w danym roku przez rady miast. Dokument taki wymaga wzorowego przygotowania i nie powinien być wykorzystywany w celach politycznych i propagandowych. Dokument ten wymaga także dyskusji i realnych konsultacji społecznych. W Papalandzie jak jest to doskonale wiemy, kto ma do uchwały słuszny żal i wątpliwość, ten jest przeciw budowie przedszkola. No a oczywiście konsultacje są, prywatne, w pałacowej komnacie. W Kawiarni nabrać się nie dali. Radni stanęli na wysokości zadania i pokazali Księciuniowi gdzie jego miejsce — polityczne też.

Czy jest to początek otrzeźwienia na lokalnej scenie samorządowej? Możliwe, że tak. Czy będzie to miało jakiś wpływ na nasze papalandzkie sprawy? Prawdopodobnie nie. Ale jest to dobry przykład na to co może się stać, kiedy gospodarz orientuje się, iż w kurniku grasuje kuna, w dodatku z sąsiedniej wioski. Nadal więc z niecierpliwością czekam co napisze mistrz poezji i prozy, czy znowu ktoś strzelił sobie w kolano? Czy może ktoś jest przeciwnikiem budowy targowiska, na które na przykład gminy nie stać? Chociaż o tym, że nie stać, pewno nikt nie wspomni.

piątek, 21 grudnia 2012

Wyruszył Kocicho z prezentem do Ciebie. Frunie swą srebrną strzałą po gwieździstym niebie.

No cóż, zbliżają się święta. Przemknąłem więc po pałacowych korytarzach, żeby wybadać atmosferę. Muszę przyznać, że jest dobrze. Pozostało więc życzyć Czytelnikom wszystkiego najlepszego na te zbliżające się święta. Do życzeń dołączają się także ulubione przez wszystkich... dziewczyny.




czwartek, 20 grudnia 2012

Siostra Kawiarnia, papalandzki "desant", rodzina wielodzietna i propaganda

Pamiętacie jak ostatnio mistrz poezji i prozy rozpływał się w swoich peanach nad swoją szefową, sugerując, że obroniła budżet? Zresztą stwierdzenie, że "obroniła" jest tu wyjątkowo adekwatne do sytuacji, ponieważ pierwszy raz od dłuższego czasu trzeba było się bronić. Grudzień to miesiąc, który z natury jest w lokalnej polityce zdominowany przez uchwały budżetowe, nie inaczej jest także w sąsiedniej Kawiarni. Piszę dziś o tym, ponieważ w pewnym sensie dotyczy to także naszych spraw.

Kawiarnia, jak Państwo wiecie, to miejsce spokojne, o podobnym do papalandzkiego religijnym charakterze, nieposiadające póki co nadmiaru replik z wyłączeniem repliki władzy, skopiowanej wprost z Papalandu, na jej wzór i podobieństwo. Możliwe, że to właśnie dlatego papalandzki "desant" zagościł tam na dobre, a podczas ciszy wyborczej (pamiętne referendum o odwołanie Starego Domka), udzielali się dwaj znani nam parobkowie, którzy z pewnością robili to w czynie społecznym dla dobra Kawiarnianego pospólstwa. Problem był tylko taki, że jeden nie zapraszał na kawę, a drugi był kierowcą... tego pierwszego. No cóż, było, minęło.

Grudzień kawiarniany został, z natury grudniowej, zdominowany przez kwestie budżetowe. Do teraz kawiarniany układ miał się dobrze, większych problemów dla "desantu" nie było. Ale wszystko ma swój koniec. Dziś Książę Stary Domek nie śpi już spokojnie bo nagle się okazało, że kawiarniani radni mają dość. Nie będę szczegółowo odnosił się do budżetu naszych sąsiadów, ponieważ nie o to chodzi. Więcej szczegółów z samej budżetowej batalii znajdziecie Państwo pod tym linkiem. Oczywiście dostępny jest także inny link, ale czy może być wiarygodny skoro powstaje na zasadzie zależności finansowej? Raczej nie. To właśnie materia propagandowa będzie w dalszej części rozpatrywana.

Wielokrotnie poruszałem temat sterowania wyborcami za pomocą mediów. Zawsze jest to sytuacja niebezpieczna. Możliwości z zasady są dwie. Po pierwsze sami dziennikarze mogą mieć dziwaczne zakusy i mogą fizycznie wpływać na decyzje wyborców. To jednak rzadkie przypadki i głównie dotyczą spraw społecznie słusznych i pożądanych. Gorsza jest druga strona tego medalu, gdy dziennikarze są bezpośrednio na urzędowym wikcie. Taka sytuacja znana jest z Papalandu i co jeszcze gorsze, znana jest wprost z Siostry Kawiarni. Abstrahując od motywów osobowościowych takiego postępowania, należy uznać za skandaliczne kreowanie wizerunku władzy na sposób przez nią wybrany, za publiczne pieniądze. Czy jest to prostytucja, czy zwykłe postępowanie biznesowe — nie będę tego oceniał. Z pewnością jest to postępowanie niehonorowe i nieetyczne.

Budżetowy przypadek naszych sąsiadów wpisuje się doskonale w opisywany motyw przewodni. Lokalne, utrzymywane za nasze pieniądze medium gloryfikuje więc Księcia Starego Domka (kolejnego pracodawcę), przerzucając odpowiedzialność za zamieszanie wprost na radnych. To obraz fałszywy, ponieważ to radni kontrolują Księciunia i mają pełne prawo żądać zmian lub wyjaśnień. Przedstawiany obraz ma jednak znamiona wyrządzania Księciuniowi ogromnej krzywdy. Służy to oczywiście budowaniu wizerunku lub bardziej jego cementowaniu, a że cement kiepski to i wizerunek nienajlepszy. Widać już polityczne rysy u naszych sąsiadów i pewne przebudzenie po nalocie "desantu". To dobrze.

Następny krok w cementowaniu wizerunku kiepską zaprawą mamy w Papalandzie. Jest taki pomysł! Żeby pomagać rodzinom mającym troje lub więcej dzieci. Na pozór pomysł świetny, stawiający Księżną na piedestale socjalnym. I właśnie socjalizm jest kluczem do rozpaczliwego reperowania nadszarpniętego milionowym zaskórniakiem wizerunku. Pomysł przyjęcia programu pomocowego padł na ostatniej sesji Rady Parafialnej. Został oczywiście przyjęty, chociaż z przecieków jest mi wiadome, że nie obyło się bez spięć. Możliwe, że nagranie z sesji rzuci nowe światło na tę sprawę. Wracając jednak do meritum socjalnego, władza, która sięga po takie środki jest władzą skrajnie przebiegłą. Papaland od lat pogrąża się i upada, sytuacja w skali makro także nam nie pomaga. Zamiast więc ułatwiać życie mieszkańcom poprzez rzeczowe i kompleksowe działania na rzecz poprawy sytuacji społeczno-ekonomicznej, serwuje się socjalną rękę Księżnej, która dzięki wykorzystaniu dramatycznej sytuacji rodzin "wielodzietnych" (domniemam, że troje dzieci to już margines, któremu trzeba pomagać) przedstawiana jest jako autorka cudownego wręcz programu. Ten program niczego nie zmieni, nie sprawi, że mieszkańcy nagle zapragną płodzić potomstwo w programowej liczbie 3 lub więcej. Z pewnością jednak pomysł taki można okrasić wielkimi słowami i sprzedać go pospólstwu, które być może w to wszystko uwierzy. Będzie to kolejny plus służący kampanii wyborczej. A tym, którzy mają troje dzieci wydamy jakiś specjalny certyfikat? Gwiazdka na każde dziecko?

Na zakończenie trzeba kilku zdań podsumowania. Po pierwsze na politykę, a zwłaszcza na jej opisy, trzeba patrzyć krytycznie i korzystać z wielu źródeł. Po drugie trzeba zawsze rozpatrywać medialny przekaz w kategoriach mniejszej lub większej manipulacji, a w przypadku wiedzy, że dziennikarz jest na usługach władzy, lepiej taki materiał ominąć. Po trzecie, najważniejsze, oceniajmy władzę, każdą bez wyjątku, w kategoriach realnego działania a nie wielkich słów, które rzucane są nam jak ta przysłowiowa kiełbasa. Jeśli zastosuje się te trzy metody do pozycjonowania w demokracji to niechybnie okaże się, że z demokracją jest coś nie tak. A może nie jest to kwestia demokracji samej w sobie, tylko jest to związane z wyborem, którego dokonują zmanipulowani wyborcy? Musimy więc jako społeczeństwo nauczyć się metod rozpoznawania i eliminowania wspomnianej manipulacji. Można to osiągnąć w jeden sposób, trzeb po prostu interesować się tym co dzieje się dookoła. I to jest chyba najtrudniejsze.

środa, 19 grudnia 2012

44 gwiazdy wieczoru

Zupełnie w redakcji zapomnieliśmy o cudzie jaki miał miejsce. Ukochany przez wszystkich Wydział, ten obsadzony w niewyjaśnionych okolicznościach, dostał takie coś z gwiazdkami. A liczba gwiazdek nie jest przypadkowa, Dziadom nie wypada dać mniej. No więc dajemy.


A mogło być tak pięknie

Może by i mogło, gdyby był wylany asfalt. A że nie jest, to kostka ma czasem swoje trudne dni i nijak nie można się z nią porozumieć. No więc — znowu fugujemy. Do następnego razu.


poniedziałek, 17 grudnia 2012

FUCK-ty na święta

Tylko tydzień dzieli nas od tych kilku dni spokoju od zgiełku otaczającej polityki. Dziś wydanie podsumowujące ostatnie ważkie wydarzenia z Papalandu. Z pewnością po świętach oraz w nowym roku nie zabraknie nam tematów świeżych — wszak nasza władza to kopalnia pomysłów, także tych kabaretowych. Tak więc do następnego razu, zapewne dopiero w nowym roku, no chyba że wcześniej ktoś z czymś wyskoczy z "jaskini", tudzież z siekierą. Będzie nam niezmiernie miło o tym napisać, dokładnie tak samo miło jak pod pomnikiem "S".


piątek, 14 grudnia 2012

Niebezpieczna sekta!

Jest taki pomysł! Żeby papalandzką opozycję sprowadzić do roli sekty. Nie, to nie jest żart. Możecie o tym przeczytać w pałacowym komentarzu pod poprzednim moim wpisem. Jest to niewątpliwy dowód na trzymanie ręki na pulsie przez Pałac i głównego propagandzisty zatrudnionego w charakterze, który nie jest zgodny ze stanem rzeczywistym.

Dlatego chciałbym nieco więcej napisać na temat sekty, do której także się zaliczam. Organizacja, do której nieformalnie należę ma na celu dotarcie do jak największej rzeszy mieszkańców Papalandu w celach edukacyjnych. Edukacja ta polega głównie na tłumaczeniu podstawowych zasad demokracji i samorządności oraz na tłumaczeniu kluczowych dla gminy spraw. Wiadomo także, że takie seanse sekciarskie są bardzo szkodliwe — w szczególności dla sił pałacowych. Wiedza, którą sekta "sprzedaje" jest wielkim zagrożeniem nie dla obywateli, wiedza ta podważa dyktatorskie zapędy panującego Dworu i godzi w pielęgnowany przez lata układ towarzysko-polityczny, który zawładną w mieście już praktycznie wszystkim.

Dla porządku przytoczmy tutaj ten komentarz w znanym dla wszystkich stylu:
"Opozycja lewicowa w Wadowicach walczy o odzyskanie władzy od upadku komunizmu. Od ponad 20 lat stosuje różne techniki walki propagandowej. Często są chwyty poniżej pasa.

Teraz idą w nauczanie, jak w sektach. Wmawiają ludziom, że jest źle, a będzie jeszcze gorzej"
Sami widzicie, Drodzy Czytelnicy, że każdy głos w publicznej debacie, będący głosem odmiennym od głównego nurtu pałacowego, określany jest mianem lewicowego. Głos taki wywodzi się z upadłego komunizmu. Co charakterystyczne, komentujący zauważa, że lewicowa opozycja mówi ludziom, że jest źle, stwierdzając stan faktyczny. Ale w tym momencie następuje dramatyczne spostrzeżenie, komentujący stwierdza, że będzie jeszcze gorzej. Czyżby przewidywał jakieś niecne posunięcia władzy? Czyżby znał jej przyszłe zamiary? Wygląda na to że tak.

Dodatkowego wyjaśnienia wymagają wspomniane przez "anonimowego komentatora" chwyty poniżej pasa. Wymieńmy niektóre z nich, wystarczą nam te z kilku ostatnich miesięcy:
  • Prawie milion złotych do wyłącznej dyspozycji Księżnej, powierzony jej w milczącym zaufaniu.
  • Siedmioprocentowy wzrost finansowania sfery pałacowej w obliczu nieprzychylnych prognoz finansowych w skali makro.
  • Wysokie koszty funkcjonowania Straży Przybocznej. Mierne na nią zapotrzebowanie.
  • "Ciekawe" proporcje w finansowaniu Okręgowych Spółdzielni Pożarowych.
  • Regularne w przeciągu kilku ostatnich lat obcinanie dotacji dla jednostek pomocniczych gminy.
  • Wykreślona zostaje inwestycja budowy bloków przy Jezuickiej z planu wieloletniego.
  • "Sukces" BDI. 

A teraz przedstawmy kilka górnolotnych argumentów ze strony Pałacu:
  • Radny "narkoman" zataja pożyczkę.
  • Radny "narkoman" przegrywa w sądzie. Sławny wywiad "samego ze sobą".
  • Radny "polonista" jest prawdopodobnie alkoholikiem, gdyż spożywa złocisty napój z Tychów.
  • Opozycja głosuje wyłącznie przeciwko jednej inwestycji — przedszkole.
  • Pałac, rękami "człowieka z jaskini" organizuje wybitne festiwale wiejskich kasztanów i świątecznych jarmarków.
  • Księżna "udziela" głosu senatorowi RP — nijakiemu Spiderowi pseudonim Pająk.
  • Rewitalizacja Placu Centralnego jest skokiem cywilizacyjnym na miarę wynalezienia koła. Powodowane nią problemy lokalnych przedsiębiorców są wielkim pozytywem tej inwestycji.
  • Władza obiecuje budowę bloków przy Jezuickiej. To dobra informacja dla mniej zamożnej części naszego społeczeństwa.
  • Na Placu Centralnym zostają postawione tzw. infobudy. Tych 100 turystów tygodniowo może więc czuć się bezpiecznie.
  • Na Placu Centralnym zamontowano świetlne gejzery. Dzięki nim spadnie zapewne bezrobocie.

Sami widzicie Szanowni Obywatele i Obywatelki jak rozkłada się siła argumentów i kto tu kogo kopie... po jajach. A jak wiecie kopanie w krocze jest w Papalandzie jedną z licznych rozrywek podczas kampanii wyborczych. Podobnie jak malowanie swastyk.

W imieniu sekty proszę więc anonimowego rzecznika wszystkich schlebiających Pałacowi, aby pojawiał się tu jak najczęściej i ukazywał czytelnikom poziom rozumienia demokracji przez tych, którzy o demokracji zapomnieli już bardzo dawno temu. Ułatwi to nam, sekciarzom, zadania edukacyjne. Będziemy po prostu mogli wydrukować sobie te teksty tworząc nowoczesny skrypt komunistycznej indoktrynacji przyszłych wyznawców "obywatelstwa i demokracji", bo chyba tak nazywa się ta religia, którą promujemy?

czwartek, 13 grudnia 2012

Polityczny, budżetowy kac

Trochę już wszyscy ochłonęli po wczorajszej sesji Rady Parafialnej, w skład której wchodzi 15 "księży i zakonnic" oraz 6 "antychrystów" lewicowych. Rada przyjęła projekt budżetu na rok 2013, projekt, któremu można zarzucić wiele, a do zarzutów najważniejszych zaliczyć można z pewnością nadzwyczajną dbałość o "swoje".

Po przejrzeniu licznych publikacji dotyczących tego tematu, zebraniu ciekawych opinii oraz przeczytaniu komentarzy do tego wszystkiego, bez wahania musimy spojrzeć w przyszłość. Przyszłość polityczną i skutki polityczne tego budżetu. W sieci już ujawniło się wiele różnorakich głosów, ale jeden z nich jest nadzwyczajnie zastanawiający. 6 "antychrystów" strzela do siebie! Grzmi mistrz poezji i prozy w stylu charakterystycznym dla zupełnie kogoś innego. Głosując przeciwko budżetowi, 6 radnych (1 się wstrzymał — liczę jako sprzeciw nie wprost) według mistrza głosuje tak naprawdę przeciw sobie, politycznie. Według głupiego ciągu logicznego wygląda to mniej więcej tak, że radni: Odrozek, Janas, Ramenda, Petek, Kamińska i Klinowski głosują przeciwko jednej inwestycji, przeciwko budowie przedszkola Pod Skarpą. I przez to zdruzgotani tą decyzją wyborcy dadzą im popalić w następnych wyborach. Jak można podnieść rękę przeciw dobru skierowanym do rodzin i dzieci, jak można podnieść rękę przeciwko dofinansowaniu "prężnie działających" Okręgowych Spółdzielni Pożarowych, wreszcie, jak można podnieść rękę przeciwko rozwojowi kulturalnemu Jaroszowic — drugiego po Choczni ośrodka kulturalnego Europy? MOŻNA! NAWET TRZEBA!

W Papalandzie budżet nie jest konstruowany w sposób apolityczny, proobywatelski. Budżet papalandzki to narzędzie w przemyśle mięsnym, przedsionek masarni wyborczej produkującej w najgorętszym okresie tony kiełbasy — też wyborczej. I głównie tak jest wykorzystywany czego przebłyski uwidoczniły się wczoraj. Taka narracja trafi bezpośrednio to ludzi, którzy w zasadzie polityką i finansami gminy się nie interesują. Gdyby dziś Księżna zorganizowała Pod Skarpą zebranie pospólstwa i powiedziała wprost, że 6 "antychrystów" głosowało przeciw tej wspaniałej inwestycji to z pewnością, jak mawia klasyk, ciemny lud by to kupił. Ta narracja przebija się już i będzie wielokrotnie jeszcze wykorzystywana.

Jak z tym walczyć, jak nie dać się metodom rodem z PRL, za których użyciem stoi główny pałacowy myśliciel? Odpowiedź jest banalnie prosta, choć trudna w realizacji. Z ludźmi trzeba rozmawiać, edukować ich i do nich docierać w bezpośredniej dyskusji. Na potrzeby tego wpisu zrobiłem także pewien mały eksperyment. Wytłumaczyłem kilku znajomym wczorajsze przyjęcie budżetu i powiedziałem wprost, że część radnych była przeciwna, a w budżecie są przecież "ważne inwestycje", przedszkole, straże itd. 6 radnych nie byłoby ucieszonych, gdybym przytoczył wygłaszane po moim wprowadzeniu opinie. Ale, kiedy wytłumaczyłem kluczowe wątpliwości, przedstawiłem sprytnie ukryte zagrożenia oraz podejrzaną kwestię rezerwy ogólnej na nie dające się przewidzieć "przewidziane wydatki", wtedy otrzymałem pozytywny wynik testu. Trzeba było być przeciw!

Walka polityczna rządzi się swoimi prawami, w głównej mierze opiera się na wykorzystywaniu niewiedzy wyborcy, na jego wprowadzaniu w błąd. Od lat sprawdza się metoda obietnic bez pokrycia, metodę znamy wszyscy — kto obiecuje więcej, ten może wygrać. Druga metoda polega na dyskredytowaniu oponentów wszelkimi sposobami. W użyciu trudniejsze są dyskredytacje merytoryczne i inteligentne. Najłatwiej rzucać błotem. Jak przekłada się to na papalandzki budżet i plan wieloletni? Bardzo prosto i schematycznie, wystarczy wymieszać pomysły i podać nieświadomemu wyborcy w przystępny sposób — Księżnej trzeba zaufać, ona ma plan; opozycja nie ma swoich pomysłów, nie zgłasza żadnych poprawek a w dodatku głosuje przeciwko budowie przedszkola.

Każdy rozgarnięty wyborca wie, że jest to kłamstwo, przynajmniej w mojej ocenie. Rozwińmy więc oszukańczą myśl wyborczą opierającą się na budżecie:
  • Żadnej władzy nie należy bezgranicznie ufać! A już władzy jednoosobowej, która prosi o zaufanie, ufać nie należy wcale. Poparcie tej tezy w odniesieniu do uchwały budżetowej jest proste — zabierzcie swoje pieniądze i idźcie powierzyć je Księżnej. Nikt z Czytelników nie zdobędzie się na odwagę, gdyby chodziło o 10 000 złotych, jeżeli chodziłoby o prawie MILION to już z pewnością wolelibyście zanieść taką gotówkę w zupełnie inne miejsce, najlepiej położone w Szwajcarii.
  • Księżna i parafialny skład Rady ma plan? Owszem, plan zakłada wydatki na własną "infrastrukturę" wyborczo-socjotechniczną. Dotujmy więc bez kontroli OSP, w których zasiadają ci sami, którzy głosują za tymi dotacjami. OSP działają przecież dla dobra lokalnych społeczności. Prawda, że proste? I druga strona tego samego medalu — obiecujmy wprost budowę bloków i mieszkań socjalnych nie mając na to przeznaczonych żadnych środków w budżetowych tabelkach i planach wieloletnich. To też jest łatwe.
  • Opozycja nie ma swoich pomysłów? A może po prostu opozycja ma skute ręce i usta? 6 przeciwko 15? Operator przeciwko każdemu dyskutantowi, Druh Strażak jak bulterier przeciwko każdej próbie dyskusji? Inna sprawa, czy dyskusja jest reglamentowana i czy to nie podczas rzeczowej publicznej dyskusji problemy powinno się omawiać i wyciągać z tego wszystkiego wnioski?
  • Opozycja przeciwko inwestycjom? Problem nawiązuje bezpośrednio do zaufania oraz ujawnianych w toku dyskusji "podejrzeń". Jest to najskuteczniejsza metoda indoktrynacji wyborcy, odwrócenie kota ogonem. W zasadzie więc w budżecie można zapisać tylko jedną, "potrzebną" inwestycję i same buble finansowe. Następnie można krzyczeć w świat, że ktoś głosował przeciw tej inwestycji. Budżet to jednak całość, nie można stawiać naprzeciw sobie niektórych inwestycji i iście skandalicznych zachowań (podwyżka w sferze urzędowej, milion złotych in blanco, obcinanie dotacji jednostkom pomocniczym).
Całe środowisko papalandzkiej opozycji ma przed sobą trudne zadanie. Musimy wspólnie do ludzi docierać, w każdy możliwy sposób. Musimy tłumaczyć te zrozumiałe dla nas rzeczy, aby socjotechnika nie miała takiego oddziaływania jakie ma teraz. Wyborca rozumny, zainteresowany sprawami lokalnymi to przeciwnik trudny dla każdego polityka. Z pewnością jest to persona, która nie da sobie wmówić nieprawdy i jest czujna. Takich ludzi nie można wtedy omamić, nie można oszukać. Tacy ludzie tworzą prawdziwą demokrację, kontrolują poczynania władzy. Mówiąc wprost, tacy wyborcy stanowią jedyną realną siłę samorządową niezależną od wszelkich układów, znajomości, zażyłości i kolesiostwa, z czym niewątpliwie w Papalandzie mamy do czynienia już od wielu lat.

Budżet przeszedł, będzie wykorzystywany politycznie, w to nie wątpię. Ale taki jest ten budżetowy kac. Tylko... to nie opozycja się z nim zmaga. Ta pierwszy raz stanęła na wysokości zadania wbrew wszystkim pałacowym opiniom serwowanym przez "niezależne" media. Teraz musi regularnie podnosić poprzeczkę i przykręcać układowi śrubę. Musi także opozycja wyjść bezpośrednio do ludzi, uświadamiać ich. Dzięki temu zyska wielu kompanów w niełatwej drodze wiodącej do zmiany oblicza ziemi. Tej ziemi.

środa, 12 grudnia 2012

Jest budżet, jest impreza

Z przecieków wiadomo, że dzisiaj Rada Parafialna przyjęła papalandzki budżet. O dziwo podobno nie było podniesionych wszystkich rąk za. Dowodzi to tego, że opozycja wykonała krok ku rozważnemu decydowaniu o najważniejszej dla miasta uchwale.

Jej poziom, przygotowanie i sposób konsultacji społecznych (o czym było w poprzednich wpisach, nie tylko moich) nie pozwalały głosować inaczej niż przeciw. Ubezwłasnowolniona większość Rady Parafialnej poparła oczywiście ten projekt. Nie mogło być inaczej, ale nie oznacza to, że wszystko zostało stracone. Z pewnością w przyszłym roku zajdzie konieczność wprowadzania licznych poprawek i temat budżetu będzie wracał.

Najważniejsze jest jednak zupełnie coś innego. Mianowicie, to oddolna inicjatywa sprawiła, że tematy budżetowe zostały w tym roku uwypuklone bardziej w przestrzeni publicznej a to mogło w bezpośredni sposób przyczynić się do tego — symbolicznego przecież — sprzeciwu opozycji. Z pewnością obszerniejsze relacje przedstawią media oraz inni blogerzy, pozostaje mieć nadzieję, że powstało z tej sesji nagranie wideo bo... przeciek mówił, że było dość wesoło.

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Ja palę, on paluje

Był taki pomysł! Żeby na tej górce, co to opada stromym zboczem ku ulicy Na Fatimę, wbić pale. Po to, aby zmniejszyć zagrożenie lawiną błotną i spłynięciem budowanego siłą "intencji mszalnej" szpitala w stronę osiedla Galileusza. Wszyscy śmialiśmy się z tego, z tych pali. A tymczasem na przekór wszystkim krytykantom "zapalowali" grunt, pod naciskiem co prawda, ale zawsze to sukces. I nie myślcie, że to sukces umiłowanego Klawisza z Batorego. Ten sukces jest ukuty przez ojca wszystkich papalandzkich sukcesów, przez samego mr. Kocicha. Pamiętacie mam nadzieję jego zasługi na tym polu. A dopiero zobaczycie jak głośno zrobi się o tych "sukcesach" w kampanii kiełbasiano-wyborczej, czego Wam wszystkim ze zdrowego na szczęście serca życzę.


[UZUPEŁNIENIE]
Sukcesy odtrąbiono wcześniej.


sobota, 8 grudnia 2012

Wycieczka do Ponikwi była udana

Czy oglądaliście relację z ostatniej sesji Rady Parafialnej działającej przy Pałacu?


Jeśli jeszcze tego nie zrobiliście to nie zwlekajcie. Jest na co popatrzeć i jest się z czego pośmiać, sami zobaczcie jak Księżna natrząsa się, że aż biedna głowę chować musi (3h 11m 40s). Podsumować można ją w zasadzie bardzo krótko — kabaret za publiczne pieniądze. W rolach głównych Księżna Papalandu, Operator Rady Parafialnej, radny Narkoman, radny Polonista, Kerownik "ale go nie ma" Owsianka, czerwony samochód, Pielęgniarka, Pobożny chłopiec z jaskini, asystenci "na pełny etat" i inni, niewymienieni w czołówce.

Podczas przygotowywania tej krótkiej wzmianki dotarły do nas bardzo niepokojące informacje o nowej odmianie wirusa bardzo niebezpiecznej choroby. Poniżej znajduje się pierwszy jak dotychczas obraz, który ukazuje jej złośliwe oblicze. Pikseloza objawia się niemożliwością "wyjścia na zdjęciu". Pierwsze symptomy przejawiał już jeden z uczestników Brodaczowej pikiety pod sądem. Teraz padło na innych. Choroba najprawdopodobniej przenoszona jest w odchodach gryzoni. Powinniśmy się bać?


środa, 5 grudnia 2012

Wszystko pięknie, tylko kasy żal

Za kilka dni sesja budżetowa Rady Papalandzkiej, zwanej od niedawna przeze mnie Radą Parafialną ze względu na "intencyjność" jej działalności. Uchwalenie budżetu dla gminy lub dowolnego organu, instytucji, firmy albo projektu jest momentem kluczowym. Tak! To nasze pieniądze, pieniądze niemałe.

W ramach demokracji pozwalamy naszym "wybrańcom" decydować o tej puli pieniędzy, robią to przecież dla nas, dla wyborców i mieszkańców. Niestety nie trzeba było włożyć zbyt wiele wysiłku, aby dowieść fałszywości tej tezy. Śmieszne w tym wszystkim jest jednak to — jest to właściwie tragiczne — że obalenia tej tezy dokonało tak naprawdę kilkoro mieszkańców. Nie widziałem żadnej prasowej analizy projektu budżetu, żaden papalandzki portal nie poszczycił się nawet cieniem informacji na ten temat, choćby w materii udostępnienia pospólstwu linku do tych materiałów (dziwi szczególnie bierność Wadowice Online). To zwykli obywatele, poświęcając swój czas i nierzadko nawet sen, wznieśli się "na wyżyny" niemożliwego. Będąc jednak sprawiedliwym trzeba w tym miejscu wspomnieć portal Mam Newsa, który chyba jako jedyny poczuł dziennikarską odpowiedzialność i wspomniał ten temat na swoich stronach.

W ostatnich dniach przetoczyło się przez lokalny Internet kilka potrzebnych informacji w sprawie najważniejszej dla gminy uchwały. Dokładnej analizy z racji swej perfekcyjności dokonał mój blogowy kolega, Obywatel Wadowic. Dziś ukazało się także pewne ogólne podsumowanie u bajkopisarza Dziadunia, warto zajrzeć — szczególnie dobre przypomnienie linku do Inicjatywy Wolny Papaland dot. przepływów finansowych. Zaczęło się jednak od rzeczy kluczowej w normalnej demokracji, od pomysłu budżetu obywatelskiego. Poszukajcie Państwo nieco wstecz we wpisach moich i nie tylko.

Zestawienie pomysłu demokratycznego z zaprezentowanym przez Pałac projektem budżetu uwidacznia skalę patologii jaka panuje w gminie. W Papalandzie demokracja jest tylko luźnym hasłem rzucanym na wiatr, głównie przez tych, którzy wyznają jedynie słuszną linię — linię władzy. Te same twarze, które już od kilkunastu lat przyczyniają się do "rozwoju" tych terenów, wybrane naturalnie demokratycznie, jedną uchwałą budżetową dowodzą swej bardzo egoistycznej natury dyktatorskiej. Brzmi poważnie, wręcz nierealnie, ale gdy przyjrzymy się temu dokładnie fakty mówią same za siebie.

Budżet jest dla miasta i gminy najważniejszą uchwałą, jak wspominałem dotyczy ona Waszych, Drodzy Czytelnicy, pieniędzy. W przedsiębiorstwach prywatnych, budżety dotyczące poszczególnych projektów z reguły planowane są perfekcyjnie. Tu nie ma mowy o niewiedzy, o chybionych kalkulacjach. To być albo nie być dla danego projektu. Jednak logiczne prawidła, jakimi rządzi się firma zarządzana przez odpowiedzialnego fachowca, tracą na swej wartości w przypadku tego co państwowe. Przynajmniej tak jest u nas i nie wątpię, że podobne patologie mają miejsce gdzie indziej. Wystarczy jednak poszperać w sieci, żeby zauważyć, iż tendencje dyktatorskie w samorządach odchodzą w niebyt. Coraz więcej miast stawia na rzeczywistą samorządność i partycypacje decyzyjne. Bo tylko to możemy nazwać demokracją i samorządnością.

A co jest u nas? Przynajmniej w ocenie Brigadeführera Hakera, tego od skradzionego IP, panuje demokracja bo możecie sobie zrobić referendum jak Wam się coś nie podoba. Prawda jest mocno inna. Papaland to rządzona twardą ręką miejscowość, która bardziej przypomina zamknięty blok w szpitalu psychiatrycznym. Personel medyczny zatrudniony jest w Pałacu i decyduje o wszystkim co Was dotyczy, decyduje zupełnie prywatnie. Wy jesteście pacjentami z regularnie zakładanymi kaftanami bezpieczeństwa, które chronią Was przed nadmiarem wiedzy. Także tej wiedzy kluczowej, budżetowej.

Myśląc o normalnej demokracji w stosunku do sytuacji obecnej można snuć wiele bajek. Jedną z nich byłoby posiadanie urzędników poczuwających się do obowiązku rozmowy z obywatelami. Ale nie mam tu na myśli rozmów wymuszanych, rozmów o charakterze badawczym wroga albo rozmów tylko z wybrańcami. Tu trzeba czegoś więcej, trzeba rzetelnych i szeroko zakrojonych konsultacji społecznych w sprawach dla nas najważniejszych. Tak jest właśnie z budżetem. Niby mamy konsultacje, no właśnie, niby. Do samego końca niewygodne fakty są utrzymywane w tajemnicy (opłata śmieciowa, intencja mszalna, rezerwa) — do tej pory nie wiadomo skąd, na jakiej podstawie i po co? To my, mieszkańcy, musimy prosić się o rzeczowe wyjaśnienia tych prywatnych kalkulacji. Patologia w najgorszym tego słowa znaczeniu.

Ale to wszystko jest zwyczajnym marzeniem. Nie będzie konsultacji społecznych, nie będzie budżetu obywatelskiego ani inicjatywy uchwałodawczej. To odebrałoby zbyt wiele z cennego poczucia dyktatu. Walka jednak jest już rozpoczęta i trwać będzie. Dziś Wasze pieniądze są w rękach ludzi skrajnie nieodpowiedzialnych, którzy traktują je jak własną prywatę. Jedni czerpią z tego tytułu bezpośrednie korzyści, inni wolą głosu nie zabierać; lepiej siedzieć cicho, ale za to przy korycie. Pod płaszczykiem kilku potrzebnych inwestycji, kryje się wiele zawoalowanych decyzji, które służą wyłącznie wąskiej grupie odbiorców. Skandalem jest przeznaczanie dysproporcjonalnych kwot dla rad osiedlowych w stosunku do pomocy dla "wybranej" strażnicy OSP — owszem, pomoc kierowana jest do wszystkich strażnic, ale i jej proporcje są ułomne. Skandalem jest niesprawiedliwe traktowanie działalności na przykład sportowej, gdzie pieniądze są marnotrawione a efektów nie widać. To samo dotyczy działalności kulturalnej. Za kpinę z nas wszystkich należy uznać finansowanie nieprzemyślanych inwestycji komunalnych, które potem wykreśla się nawet z wieloletniego planu inwestycyjnego. Czym jest także podejrzane zwiększanie rezerwy, która jest na poziomie proponowanego budżetu obywatelskiego? 1% Waszych pieniędzy może zostać rozdysponowany według woli najdalej 2 osób. Ale postulat, aby to 38 000 mieszkańców mogło decydować o tej "skromnej" kwocie był jak dotychczas przez władzę niezauważany. Prościej jest decydować samemu — demokracja?

Gdybyśmy obecny projekt budżetu skierowali do rzeczywistych konsultacji społecznych, mógłby on wyglądać zupełnie inaczej. A jak takie konsultacje mogą wyglądać to można sprawdzić na ubiegłorocznym przykładzie Łodzi. Autorka tamtego materiału (Ola) też jakaś taka "nasza" (nomen omen).

wtorek, 4 grudnia 2012

Cyfry, cyferki – projekt budżetu w FUCK-tach!

No i jak tam Moje Drogie Pospólstwo? Przeanalizowaliście projekt naszego budżetu? Zapewne nie. To nawet dobrze, bo projekt był profesjonalnie kalkulowany... na prywatnym kalkulatorze. Prawdopodobieństwo "szoku poprojektowego" zbyt wielkie.  W związku z tym dzisiejsze FUCK-ty zdominowane przez ten temat.
A do projektu tak czy tak zajrzyjcie!


poniedziałek, 3 grudnia 2012

Godzina piąta, minut trzydzieści...

Jest taki pomysł! Żeby się zmusić do przejrzenia projektu papalandzkiego budżetu na przyszły rok. To czynność niezbyt przyjemna, ale wyjątkowo pouczająca. Wy Drodzy Czytelnicy także powinniście do tego się zmusić, wystarczy jedno kliknięcie.

No i tak przeglądałem i przeglądałem i nic. Jedna wielka tabela, masa cyferek – chaos, ale nie ten mitologiczny. Ten papalandzki przyjdzie nam jeszcze poprawiać pewno kilka razy w przyszłym roku. Taki urok naszego budżetu.

Już z pobieżnego przejrzenia ogromnej liczby cyfr można jednak wysnuć zaskakujące wnioski:
  • Około 44% budżetu stanowią wydatki na "wynagrodzenia i składki od nich naliczane". Lwią część pochłaniają pensje w oświacie. Ogólnopolska norma zdrowego kapitalizmu.
  • Straż Papalandzka kosztuje nas miesięcznie około 37 500 złotych – to tak trochę ponad 6 000 złotych na jednego "bodyguarda". Ale nic się nie przejmujcie – wlepią nam mandatów na 15 000 złotych. Dołożymy więc tylko odrobinę.
  • OSP dostaną 228 700 złotych; jest to wydatek słuszny.
  • Druh inkasuje w przyszłym roku ledwo 61 700 złotych, jego kolega z jaskini już tylko 28 700 złotych. Ciut więcej dostanie Klecza.
  • Dla porównania dla wszystkich jednostek pomocniczych gmina rozdzieliła trzykrotność kwoty przeznaczonej na "druheńską orkiestrę choczenkowej pomocy" – 180 000 złotych. Jednostek tych jest "tylko" 25.
  • "Tatary" mimo strat w OSP nie zostają na lodzie – zrobią im koncepcję sali gimnastycznej za 12 500 złotych, słusznie; przebudują też budynek Rady Sołeckiej na Centrum Kultury. 600 000 złotych będzie kosztować ta przyjemność, ale spokojnie, zapłacimy za to około 1/3. Speleolog się spisał, kultura "tatarska" musi się rozwijać.
Nie udało mi się dostrzec ile dołożymy Klawiszowi z Batorego do szpitala, zgodnie z intencją mszalną. Możliwe jednak, że chodzi o to, o co w tytule posta... o rezerwę. Skarbnik robi 326,67% normy → str. 2, 13 i 40 projektu budżetu.

A ile zapłacimy za śmieci to już musicie policzyć sami, tylko się nie zdziwcie.

sobota, 1 grudnia 2012

Fizyk, nieudacznik, dyktator

Dziś mój kolega analizuje w dużym uproszczeniu przyszłe procesy wyborcze. Wypada mi jednak uzupełnić jego opinie dotyczące tych spraw. Czy Caryca nie musi robić nic, żeby wygrać wybory? Sprawa nie jest taka prosta jakby mogło się wydawać na pierwszy rzut oka.

Panujący obecnie układ rządzi się swoimi prawami, najgorsze jest to, że nie jest to bajkowa przenośnia. Poszczególne molekuły rozmieszczone są w najważniejszych dla układu miejscach – molekuły mają za zadanie kontrolowanie i czuwanie nad prawami przestrzeni makro. Do tej pory molekuły miały także za zadanie tłumić drgania jakie były wywoływane przez "obce siły", z reguły siły komunistyczne i lewicowe, a w ostatnim czasie dołączyły do nich siły antyklerykalne.

I w latach dziewięćdziesiątych układ sprawdzał się doskonale. Po '89 przyszło nowe, ludzie nabrali powietrza i nie myśleli o tym, żeby spoglądać na ręce układu i kontrolować w wyborach molekuły. Bo molekuły już wcześniej wpadły na pomysł jak kontrolować całe społeczeństwo. Początek nowego tysiąclecia, w które wprowadził nas ten sam układ, także wyglądały dla niego samego dość dobrze. Chemia kwantowa działała wręcz doskonale, cząstki obsadzone na kluczowych stanowiskach, często fikcyjnych – patrz śmietnisko – zagościły w przestrzeni publicznej na dobre. Gdziekolwiek nie spojrzeć – molekuły!

Przez te 20 lat wszelkie siły przykładane do panującego układu były skutecznie tłumione. Istotną rolę w tym procesie odgrywał brak niezależnej przestrzeni medialnej, którą mniej więcej od 1997 roku zaczął stopniowo wypełniać Internet, choć wtedy nikt nie myślał, że może on za 15 lat odgrywać rolę praktycznie kluczową. Owszem, informacje docierały do ludzi, ale naocznych świadków wygłupów molekuł było jak na lekarstwo, a świadkowie, którzy faktycznie coś widzieli byli bardzo szybko eliminowani z przestrzeni publicznej.

Niektórzy czytelnicy, szczególnie ci starsi, zapewne pamiętają gazetkę Edwarda Wyroby pt. "Nad Skawą". Pomijając formę i język, była to – jak na tamte czasy – siła dość mocna przyłożona do układu. Była też konkurencja, a jakże, "reżymowe echo", które do dziś wywołuje u mnie salwy śmiechu. I jak na tamte czasy był to solidny "tłumik", a działał on dość skutecznie ze względu na uśpioną czujność obywateli. Fala wolności i zajmowania się własnymi sprawami nie pozwoliła Edwardowi Wyrobie na dostateczne zainteresowanie czytelników opisywanymi nieprawidłowościami. Układ panował więc dalej, Edwarda Wyrobę wyeliminowano. Wyeliminowano także innych "myślicieli", którzy faktycznie rozumem pracowali. Zapytajcie "myślących" o losy TMZW lub o losy muzeum miejskiego. Są to bardzo mroczne historie pokazujące prawdziwą twarz układu.

Czas płynie więc dalej, dzisiaj molekuły są rozpasane do granic możliwości. Niektóre dosłownie. Układ – przynajmniej dla oczu obserwatorów inteligentnych – stał się patologią fizyko-chemiczną. Teraz molekuły głosują nad dotacjami dla instytucji, w których same prezesują. Sytuacja skrajnie kuriozalna. I gdybyśmy w teraźniejszość przenieśli mentalność lat dziewięćdziesiątych, prawdopodobnie ludzie niczego by nie dostrzegli, nie byłoby dostatecznej wiedzy w tematach patologicznych – radny Klinowski stałby się drugim Wyrobą. Jeżeli przyjrzymy się sprawie bliżej, to układ ciągle próbuje Klinowskiego "wyrobizować", korzysta ze starych, sprawdzonych w boju sposobów.

Czasy jednak mamy inne, medialne, internetowe. Na kształt niegdysiejszego "Nad Skawą" działa IWW i Wadowice Online, w innej naturalnie formie. Obszar oddziaływania tej siły jest spory, choć ciągle niedostateczny. Działają też komentatorzy i blogerzy, którzy dobitnie wskazują na ułomności układu. Wszyscy oni są wewnątrzukładową siłą, która zaburza naturalny porządek molekularny. Siła ta wprowadza układ w liczne drgania, których wydźwiękiem jest na przykład, słusznie zauważone, płomienne przemówienie rzecznika spod Pałacu. Ale tych drgań jest więcej – na siłę drwiny nie uodporniła się molekuła Druha i interferencje doprowadziły do absurdalnego w swej treści i niebezpiecznego w formie postulatu o ściganie – "bo to ni może tak dużyj być!" Płacić będzie gmina!

Dzisiaj jednak większość drgań przenosi się do przestrzeni publicznej, do układu docierają siły zewnętrzne (Radio Kraków na przykład) i ciężko już jest tłumić... głupotę, chamstwo, bezczelność i cwaniactwo. Obecnie każdy najmniejszy błąd układu znajduje swoje miejsce wśród pewnej grupy odbiorców. Sukcesem będzie zwiększenie ilości tych odbiorców.

Jest także kwestia wewnętrznego znoszenia się sił przeciwstawnych, które nie powodują drgań. Do nich należy zaliczyć kłótnie opozycyjne oraz niepotrzebne atakowanie, czasem leniwych, sprzymierzeńców. Wreszcie dodać trzeba do tego agresywny antyklerykalizm, który w Papalandzie nigdy się nie sprawdzi!

Czy w obliczu wyżej opisanych prawidłowości układowych, Caryca rzeczywiście może siedzieć z założonymi rękami i mieć pewność, że przyszłe wybory ma znowu wygrane? Nie, nie może. Musi panować nad swoimi molekułami, musi nadawać im odpowiedni ruch. Obawiam się jednak, że wcale tego nie potrafi i nigdy tego nie potrafiła. Wcześniej układowi sprzyjały różne inne siły i okoliczności – od sił parafialnych po czynniki społeczno-ekonomiczne, w których tonęli zwykli obywatele. Dzięki temu wysiłek potrzebny do wygrywania wyborów nie był wielki, Kocicho wiedział jak to robić. Pożywki dostarczały także nieukształtowane wtedy siły opozycyjne. Obecnie sytuacja maluje się zgoła inaczej. Niektórym otwierają się oczy, możemy zobaczyć sesyjny cyrk, bezradnego kierownika Owsiankę, idiotyczne przemówienia, chamstwo i niegościnność itd. Nie oznacza to wcale, że układ znowu nie zatryumfuje. Ma bardzo duże szanse, ciągle ma swoje molekuły, ma swoją prasę, ma swój Internet – zupełnie jak w Chinach. Na pocieszenie, już na sam koniec, wypada dodać – układ ma też swojego Kocicha! To trochę tak, jak posiadać odbezpieczony granat w składzie amunicji przeciwnika. Trzeba go tylko w odpowiednim momencie upuścić. Choć samo zniszczenie takiego składu nie przechyla szali zwycięstwa, to może to być zagranie bardzo wartościowe. Są także inne kwestie do ogarnięcia, już na poziomie molekularnym, ale to nie temat na ten wpis.