Pamiętacie jak ostatnio mistrz poezji i prozy rozpływał się w swoich peanach nad swoją szefową, sugerując, że obroniła budżet? Zresztą stwierdzenie, że "obroniła" jest tu wyjątkowo adekwatne do sytuacji, ponieważ pierwszy raz od dłuższego czasu trzeba było się bronić. Grudzień to miesiąc, który z natury jest w lokalnej polityce zdominowany przez uchwały budżetowe, nie inaczej jest także w sąsiedniej Kawiarni. Piszę dziś o tym, ponieważ w pewnym sensie dotyczy to także naszych spraw.
Kawiarnia, jak Państwo wiecie, to miejsce spokojne, o podobnym do papalandzkiego religijnym charakterze, nieposiadające póki co nadmiaru replik z wyłączeniem repliki władzy, skopiowanej wprost z Papalandu, na jej wzór i podobieństwo. Możliwe, że to właśnie dlatego papalandzki "desant" zagościł tam na dobre, a podczas ciszy wyborczej (pamiętne referendum o odwołanie Starego Domka), udzielali się dwaj znani nam parobkowie, którzy z pewnością robili to w czynie społecznym dla dobra Kawiarnianego pospólstwa. Problem był tylko taki, że jeden nie zapraszał na kawę, a drugi był kierowcą... tego pierwszego. No cóż, było, minęło.
Grudzień kawiarniany został, z natury grudniowej, zdominowany przez kwestie budżetowe. Do teraz kawiarniany układ miał się dobrze, większych problemów dla "desantu" nie było. Ale wszystko ma swój koniec. Dziś Książę Stary Domek nie śpi już spokojnie bo nagle się okazało, że kawiarniani radni mają dość. Nie będę szczegółowo odnosił się do budżetu naszych sąsiadów, ponieważ nie o to chodzi. Więcej szczegółów z samej budżetowej batalii znajdziecie Państwo pod tym linkiem. Oczywiście dostępny jest także inny link, ale czy może być wiarygodny skoro powstaje na zasadzie zależności finansowej? Raczej nie. To właśnie materia propagandowa będzie w dalszej części rozpatrywana.
Wielokrotnie poruszałem temat sterowania wyborcami za pomocą mediów. Zawsze jest to sytuacja niebezpieczna. Możliwości z zasady są dwie. Po pierwsze sami dziennikarze mogą mieć dziwaczne zakusy i mogą fizycznie wpływać na decyzje wyborców. To jednak rzadkie przypadki i głównie dotyczą spraw społecznie słusznych i pożądanych. Gorsza jest druga strona tego medalu, gdy dziennikarze są bezpośrednio na urzędowym wikcie. Taka sytuacja znana jest z Papalandu i co jeszcze gorsze, znana jest wprost z Siostry Kawiarni. Abstrahując od motywów osobowościowych takiego postępowania, należy uznać za skandaliczne kreowanie wizerunku władzy na sposób przez nią wybrany, za publiczne pieniądze. Czy jest to prostytucja, czy zwykłe postępowanie biznesowe — nie będę tego oceniał. Z pewnością jest to postępowanie niehonorowe i nieetyczne.
Budżetowy przypadek naszych sąsiadów wpisuje się doskonale w opisywany motyw przewodni. Lokalne, utrzymywane za nasze pieniądze medium gloryfikuje więc Księcia Starego Domka (kolejnego pracodawcę), przerzucając odpowiedzialność za zamieszanie wprost na radnych. To obraz fałszywy, ponieważ to radni kontrolują Księciunia i mają pełne prawo żądać zmian lub wyjaśnień. Przedstawiany obraz ma jednak znamiona wyrządzania Księciuniowi ogromnej krzywdy. Służy to oczywiście budowaniu wizerunku lub bardziej jego cementowaniu, a że cement kiepski to i wizerunek nienajlepszy. Widać już polityczne rysy u naszych sąsiadów i pewne przebudzenie po nalocie "desantu". To dobrze.
Następny krok w cementowaniu wizerunku kiepską zaprawą mamy w Papalandzie. Jest taki pomysł! Żeby pomagać rodzinom mającym troje lub więcej dzieci. Na pozór pomysł świetny, stawiający Księżną na piedestale socjalnym. I właśnie socjalizm jest kluczem do rozpaczliwego reperowania nadszarpniętego milionowym zaskórniakiem wizerunku. Pomysł przyjęcia programu pomocowego padł na ostatniej sesji Rady Parafialnej. Został oczywiście przyjęty, chociaż z przecieków jest mi wiadome, że nie obyło się bez spięć. Możliwe, że nagranie z sesji rzuci nowe światło na tę sprawę. Wracając jednak do meritum socjalnego, władza, która sięga po takie środki jest władzą skrajnie przebiegłą. Papaland od lat pogrąża się i upada, sytuacja w skali makro także nam nie pomaga. Zamiast więc ułatwiać życie mieszkańcom poprzez rzeczowe i kompleksowe działania na rzecz poprawy sytuacji społeczno-ekonomicznej, serwuje się socjalną rękę Księżnej, która dzięki wykorzystaniu dramatycznej sytuacji rodzin "wielodzietnych" (domniemam, że troje dzieci to już margines, któremu trzeba pomagać) przedstawiana jest jako autorka cudownego wręcz programu. Ten program niczego nie zmieni, nie sprawi, że mieszkańcy nagle zapragną płodzić potomstwo w programowej liczbie 3 lub więcej. Z pewnością jednak pomysł taki można okrasić wielkimi słowami i sprzedać go pospólstwu, które być może w to wszystko uwierzy. Będzie to kolejny plus służący kampanii wyborczej. A tym, którzy mają troje dzieci wydamy jakiś specjalny certyfikat? Gwiazdka na każde dziecko?
Na zakończenie trzeba kilku zdań podsumowania. Po pierwsze na politykę, a zwłaszcza na jej opisy, trzeba patrzyć krytycznie i korzystać z wielu źródeł. Po drugie trzeba zawsze rozpatrywać medialny przekaz w kategoriach mniejszej lub większej manipulacji, a w przypadku wiedzy, że dziennikarz jest na usługach władzy, lepiej taki materiał ominąć. Po trzecie, najważniejsze, oceniajmy władzę, każdą bez wyjątku, w kategoriach realnego działania a nie wielkich słów, które rzucane są nam jak ta przysłowiowa kiełbasa. Jeśli zastosuje się te trzy metody do pozycjonowania w demokracji to niechybnie okaże się, że z demokracją jest coś nie tak. A może nie jest to kwestia demokracji samej w sobie, tylko jest to związane z wyborem, którego dokonują zmanipulowani wyborcy? Musimy więc jako społeczeństwo nauczyć się metod rozpoznawania i eliminowania wspomnianej manipulacji. Można to osiągnąć w jeden sposób, trzeb po prostu interesować się tym co dzieje się dookoła. I to jest chyba najtrudniejsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz