Za treść komentarzy odpowiadają ich autorzy. Komentarze obrażające innych użytkowników i groźby będą skutkować eliminacją ich treści.

niedziela, 26 sierpnia 2012

Bierność służy Dworowi

Przyglądając się wynikom wyborczym - nie tylko tym lokalnym - na przestrzeni ostatnich lat, można odnieść wrażenie, że w Polsce władzę na każdym szczeblu sprawuje... mniejszość. Demokracja, dając pospólstwu prawo głosu, dała mu jednocześnie siłę sprawczą. Niestety klasa polityczna już dawno nauczyła się doskonale omijać mechanizmy demokracji i tym samym zapewniła sobie ciągłość władzy, która bezpośrednio wiąże się z wymiernymi profitami określonymi w różnych walutach.

Ten sam globalny przykład zszedł także do samorządów lokalnych (a może tu miał swój początek?). Sięgając okiem na lokalne podwórko ujrzymy te same twarze, które trwają na potocznie zwanym stołeczku już wiele lat. Wykorzystując swoją pozycję, najczęściej zdobytą przypadkiem lub "dobrym układem", Dwór nauczył się sterować lokalną demokracją w sposób, który zapewnia jej ciągłość trwania. Wiele osób zastanawia się jakim sposobem Księżna, mimo oczywistej nieudolności, sprawuje urząd tak długo. Odpowiedzi na to pytanie jest wiele. Poczynając od zupełnie legalnego odurzania gawiedzi swoją matczyną postawą, która zapewnia chleb w wielu papalandzkich domostwach, poprzez wykorzystywanie (bardzo pomysłowe) zestawienia katolicyzmu i papieskości, na szukaniu wroga wśród tak zwanych środowisk lewicowych kończąc.

Oczywiście wróg stoi w sprzeczności z dwoma pierwszymi wymienionymi aspektami. Wpierw papalandzkie środowiska lewicowe, które z lewicą nie mają wiele wspólnego, są - jak podkreśla Dwór - nastawione antyklerykalnie i chcą zniszczyć papalandzki kościół. To dla prawdziwego katolika mieszkającego w papalandzie musi być wystarczający powód, aby głosować na dworskich przedstawicieli i zapewniać im ciągłość sprawowania urzędu. Po drugie środowiska lewicowe sprzeciwiają się rodzinnemu charakterowi pełnienia funkcji publicznych w Papalandzie a to w sposób znaczący przeciwne jest linii "narkotyzowania" wielu papalandzkich rodzin. Dzięki tak banalnym zabiegom Dwór zawsze zapewnia sobie tak zwany żelazny elektorat w osobach myślących przez pryzmat "wiary" oraz w osobach uzależnionych zawodowo.

W stosunku do ogółu mających prawo głosu elektorat ten stanowi mniejszość. Jednak bierność pozostałych wyborców, szczególnie tych zniesmaczonych i niechętnych polityce, daje o dziwo w lokalnej demokracji przewagę tej mniejszości. Wyłomem od tej reguły był początek lat dziewięćdziesiątych. Wtedy szło nowe, choć ci, którzy "nowe" znali od dawna już wiedzieli czym to się może skończyć. Czyniąc wiadome herezje zostali zepchnięci na margines. Sam wtedy uległem takiej matrycy myślowej i dałem się "nowemu" nabrać.

Dzisiaj jednak, w dobie cyfrowych pergaminów i klawiaturowych piór, obecna władza traci swój animusz. Ciężej utrzymywać bierność pospólstwa i ciężej szukać wroga. Ludzie dojrzeli?

Przebywając od wielu lat u źródła papalandzkiej zarazy mogę tylko zapewnić, że jak z każdą zarazą, tak i z tą, można skutecznie walczyć. Aktywizując lokalną społeczność do większego zainteresowania i zaangażowania da się z pewnością stawić czoła destrukcji Papalandu. Destrukcję widać już przecież gołym okiem. I choć najczęściej lokalni opozycjoniści i środowiska z nimi związane odwołują się do tej destrukcji fizycznej (Plac Centralny, ulica Jezuicka) to nie można zapominać o innych jej formach: destrukcji politycznej, społecznej i ekonomicznej w tym turystycznej. To niezmienny od wielu lat Dwór jest za ten stan rzeczy odpowiedzialny. Tworząc kolesiostwo i układy na szczeblach władzy nie ogląda się na dobro pospólstwa. Szczerze powiedziawszy Dwór od dawna ma pospólstwo w dupie, o czym przekonałem się już wiele razy osobiście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz