W ostatnim czasie jedno z lokalnych mediów postanowiło, zdaje się bez pozwolenia władzy centralnej, zareklamować jednego z radnych. I choć nie miała to być reklama pokazująca owego radnego w dobrym świetle, to z groźnie brzmiących wierszy tego publicystycznego tworu wyszła reklama całkiem pozytywna. Z reguły nadmierne zainteresowanie mediów danym tematem wynika bezpośrednio ze strachu właścicieli lub sponsorów danego wydawnictwa przed obiektem tego zainteresowania. Czasami obiekt zainteresowania wykorzystywany jest wprost do kreowania zysków dzięki na przykład zwiększonej oglądalności. W omawianym przypadku mają miejsce z pewnością obie te przypadłości. Tak jak w relacjach międzyludzkich, tak i tutaj zachodzą podstawowe procesy: od miłości i uwielbienia - dla mocodawców naturalnie - do czystej formy nienawiści w stosunku do przeciwników politycznych lub ideologicznych.
I tak pierwszy "narkoman" Papalandu, który wpadł na pomysł przeprowadzenia bliżej nieokreślonego eksperymentu na lokalnej społeczności i samorządzie postanowił (lub dopiero postanowi) kandydować na fotel burmistrza. Choć do wyborów pozostało sporo czasu, to czasu tego nie marnują obecni miłościwie nam panujący w Papalandzie osobnicy, dla których ów "szaleniec" stanowi poważne zagrożenie.
Można zadać sobie pytanie dlaczego się boją i jakim zagrożeniem dla Królowej jest radny "narkoman"? Jest zagrożeniem sporym! W korytarzowym świecie Pałacu żalą się ci, dzięki którym został radnym. Nie spodziewali się, że ktoś może mieć inne spojrzenie na Księstwo i na sprawowanie funkcji publicznych. Spojrzenie to nie mieści się w kategoriach, które zostały stworzone przez obecny układ w ciągu wielu lat panowania i dzielenia samorządowego tortu między swoich. Okazało się, że teraz nadużycia zaczynają wychodzić na światło dzienne. Niekompetencja i chamstwo niektórych tzw. urzędników jest publikowane w sieci i staje się powszechnym celem drwin.
Dlaczego więc coś, co praktycznie wiadome jest od lat nie pozwoliło odsunąć od władzy papalandzkiego establishmentu? Dlaczego tutejsi wyborcy zachowują się nielogicznie?
Papaland jest stosunkowo małym królestwem. Niegdyś wiele znaczącym, dziś upadającym i zgniłym do cna. Bezrobocie mamy duże, szanse na rozwój stosunkowo małe - przy obecnym sprawowaniu władzy. Ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby wykorzystać machinę budżetową do celów wąskiej grupy. Dzięki temu siatka zatrudnienia we wszystkich urzędach i spółkach z nimi powiązanych przypomina wielkie drzewo genealogiczne. Ciężko dowieść kto, komu i gdzie załatwił pracę. Łatwo jednak dowieść, że w ogromnej większości papalandzkich rodzin znajduje się osoba uzależniona od układu w sposób bezpośredni. Tym sposobem przebiegli miłościwie nam panujący stworzyli sieć powiązań psychologiczno-zatrudnieniowych, dzięki którym mogą kontrolować demokrację. To chytre zagranie zapewnia im kolejne wygrane wybory w myśl zasady, że ręki, która karmi się nie kąsa. Cieszą się więc wszyscy ci, którzy mają pracę i zajmują nawet najmniej znaczące stanowiska w sferze budżetowej. Dla nich płaca Księżnej jest źródłem utrzymania w mieście, które gospodarczo jest na skraju całkowitej zapaści.
A więc wyborca w Papalandzie to osoba w jakiś sposób powiązana z układem. Żyje w strachu i obawie przed jakąkolwiek zmianą, że już o próbie weryfikacji sposobu zatrudnienia nie wspomnę. Taka osoba nie zachowuje się jak "normalny" wyborca. Rozdziela swe krzyżyki tak, aby mógł przetrwać. A przetrwać może wyłącznie wtedy, kiedy nie ulega zmianie nic na szczytach władzy. Przynajmniej tak mu się wydaje!
Dla osób, które z układem nie są powiązane wyniki wyborcze nie mają większego znaczenia. Po pierwsze, jak mawia klasyk, jest ich garstka; po drugie, nie mówią zbyt głośno bo aparatura papalandzka skutecznie może ich pozbawić źródła dochodu. Ale im też tylko tak się wydaje!
W Papalandzie trzeba zmiany! Jest ona potrzebna przede wszystkim po to, aby można było normalnie żyć. Przyczynkiem do refleksji coraz większej rzeszy osób, także tych uzależnionych, jest osoba jednego z radnych, o którym wspominam na wstępie. Wydaje się więc, że sprawy zmierzają ku lepszemu; że będzie można wreszcie zacząć coś zmieniać. Ale czy oby na pewno przyszłość mieni się w różowych barwach? Czy mieszkańcy powinni bezgranicznie ufać nowemu? O tym w kolejnych dniach i postach.
az strach pomyśleć co by było, gdyby to była prawda.
OdpowiedzUsuńNa szczęście się mylisz, nowy blogerze.
Wyborca w papalandzie, ten który rozstrzygnie o wyniku w najbliższych wyborach to ten, który dotychczas nie głosował wcale.
Wpis nie jest o wyborcach, którzy rozstrzygają wyniki. Ale obiecuję, że i o tym kiedyś będzie.
Usuń