Po ostatniej, gorącej dyskusji dotyczącej akcji śmieciowej oraz małej kłótni związanej z tym tematem, przyszedł czas na realne działania. Moi dwaj blogowi koledzy – mam tu na myśli Dziadunia i Obywatela Wadowic – wyszli z pewnymi ciekawymi pomysłami.
Pierwszy pomysł dotyczy tzw. budżetu obywatelskiego, który byłby realnym narzędziem i pomostem pomiędzy wtórnym oddziaływaniem demokracji a realnym jej przełożeniem na sprawy lokalne. I oto my, prosty lud, moglibyśmy mieć prawo do stanowienia tego jak i gdzie wydać cześć pieniędzy – naszych pieniędzy. Oczywiście pomysł ten nie jest niczym przełomowym, nie jest to cudowne polityczne odkrycie; jest to głos rozsądku i oczywistej dla wielu normalności (link 1, link 2). Władza pochodząca od wyborców obecnie nie jest w żadnym stopniu przez wyborców kontrolowana. I więcej, w przypadku tworzenia się „układów samorządowych” cała demokracja staje się fikcją. Toteż gubi się w obliczu powiązań towarzyskich głos pierwotny, głos wyborców. Budżet obywatelski powinien więc być jednym z licznych sposobów na częściową kontrolę oraz na bezpośredni wpływ na to co wokół nas się dzieje.
Na gruncie papalandzkim winniśmy o budżecie obywatelskim zacząć rozmawiać publicznie. Radni szeroko rozumianej opozycji winni także zaproponować tę formę partycypacji obywateli w procesie sprawowania władzy i stanowienia prawa lokalnego. Rozsądnym wydaje się być propozycja, aby przenieść dyskusję o takiej formie budżetu na grunt sesji RM. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że pomysł może spotkać się ze sprzeciwem „układowym”, można nawet założyć się o to, że tak właśnie się stanie. W obliczu zagrożenia lub utraty „strażackich” i „piłkarskich” subwencji już teraz można wskazać zagorzałych przeciwników tej formy inicjatywy obywatelskiej. Oczywiście nie sposób pominąć tutaj zagadnień z ramienia political fiction. Wyobraźnia bajkopisarska podpowiada mi, że jakikolwiek kandydat na burmistrza powinien optować za tym pomysłem. Wręcz nie wyobrażam sobie, aby ktoś poważnie myślący o lokalnej społeczności mógł taki pomysł pominąć.
Budżet obywatelski jest także powiązany poniekąd z drugim pomysłem. Dziadunio słusznie zauważa, że na poletku „operatorskim” istnieje sporej wielkości wyrwa, która po części hamuje pewne inicjatywy oddolne, obywatelskie. Niemożność złożenia obywatelskiego projektu uchwały stawia radę i radnych w roli jedynych mędrców. Pomysł kierowany do radnych opozycyjnych, który zakładałby forsowanie zmiany regulaminu RM jest także warty uwagi.
Dziś doskonale wiemy, że „inicjatywę uchwałodawczą posiadają komisje Rady, Burmistrz oraz grupa co najmniej 5 radnych”. No dobrze, a co w sytuacji, kiedy nie ma woli porozumienia w opozycji, kiedy układ sił i zależności uniemożliwia zebranie lub przekonanie tych 5 radnych do przedstawienia takiego pseudo-obywatelskiego projektu uchwały? Ten problem mógłby zostać rozwiązany poprzez umożliwienie mieszkańcom składania własnych projektów uchwał. To kolejny sposób na zwiększenie możliwości decyzyjnych oraz realne sprawowanie i dzielenie się władzą lokalna. Z pomysłu tego wynika także inny i nawet więcej znaczący z punktu widzenia politycznego aspekt. Wyobraźmy sobie przez chwilę, że mamy jako grupa obywateli (powiedzmy co najmniej 100) możliwość zgłaszania RM ważnych i istotnych dla nas (może mieszkańców jednej ulicy/osiedla) pomysłów. Droga taka umożliwia nam bezpośrednie sondowanie naszych przedstawicieli, radnych. Jak zauważa Dziadunio (w nieco innym kontekście): „Chcę zobaczyć tych radnych, którzy podniosą rękę przeciwko mieszkańcom”. To daje więc obywatelom instrument pozwalający na stwierdzenie czy ich sprawy są istotne dla ich przedstawicieli. Owszem, nie oznacza to wcale, że propozycje obywatelskie zawsze muszą być dobre i przemyślane. Mogą przecież być obarczone dużym stopniem niewiedzy i nieznajomości różnych wątków pobocznych we wnioskowanych przez siebie sprawach. Ale czy takim samym błędem nie są obarczone propozycje uchwał zgłaszane przez grupę radnych? Można powiedzieć więcej, uwzględniając lokalne realia, iż obecny stan rzeczy uchwałodawczej i rezolucyjnej zakrawa na kpinę i powinien być przyczynkiem do skierowania niektórych „naszych przedstawicieli” na specjalistyczne oddziały psychiatryczne.
Drodzy Czytelnicy!
Czy głosem mieszkańców (radni są Waszymi przedstawicielami) jest pomysł o ściganiu za publiczne pieniądze krytyków władzy?
Czy głosem mieszkańców jest nazywanie kogokolwiek narkomanem i ateistycznym fanatykiem?
Czy głosem mieszkańców jest podejmowanie nic nieznaczących uchwał wspierających budowę szpitala w zakresie bliżej nieokreślonym?
Nie! To są pomysły wąskiej grupy, która dawno temu, kiedy smoki chodziły po ulicach miasta, wpadła na genialny pomysł jak w sposób permanentny zasiadać na stołku i dzielić się tym „politycznym tortem”, na który składa się także budżet, czyli Wasze pieniądze.
Należy też w tym miejscu wspomnieć o ostatnim pomyśle dotyczącym dofinansowania metody in vitro. W żadnym stopniu nie rozstrzygam tu słuszności tej koncepcji. Pomysł Racji oraz Ruchu Palikota jest w pewnej części problemem dotykającym kwestii uchwał obywatelskich, z tym że wnioskodawcy mogą tu tylko wnosić o zajęcie się danym problemem przez RM, a to nie to samo co fizyczne wprowadzenie czegoś do dyskusji publicznej i głosowanie na sesji RM.
Tak więc w przypadku obu pomysłów, budżetu obywatelskiego oraz umożliwienia mieszkańcom wnoszenia projektów uchwał, należy wręcz nakazać opozycji działanie na rzecz tych koncepcji. Przy obecnym rozkładzie sił zapewne pomysły te upadną, ale bezcenne będzie pokazanie ludziom tych przedstawicieli – wybranych przecież przez lud – którzy odważą się podnieść rękę, jak napisał Dziadunio, przeciwko mieszkańcom. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że przedstawione przez moich kolegów propozycje, to fizyczne wprowadzenie mieszkańców w tryby demokracji i odpowiedzialności obywatelskiej.
Powyższe pomysły i bajania to jednak nie wszystko. Aktywny i bezpośredni udział obywateli i lokalnej społeczności w sprawach bezpośrednio ich dotyczących to nie tylko pieniądze i uchwały. To także głos i dyskusja. Czy dzisiaj obywatele mają możliwość udziału w publicznej dyskusji, na przykład na sesji RM? Nie. Chociaż Operator Rady podczas próby wprowadzenia takiej zmiany wskazywał na możliwość przyjścia na dyżur – cokolwiek to znaczy. Jak widać i jak podały FUCK-ty na taki dyżur można chodzić i gadać jak do ściany. Dopiero „sikiera” podnosi rangę wypowiedzi do miana publicznej. Mówiąc prościej, radni i Księżna wolą rozdrabniać problemy i zamykać je w zaciszu czterech ścian niż umożliwiać publiczny dialog na sesjach RM. Powód jest oczywiście prosty, to strach. Strach przed nieuniknionym zderzeniem z rzeczywistością, nie tą papieską, nie kościelną, ale gospodarczą: bezrobociem, odpływem kapitału, emigracją zarobkową, upadkiem turystyki. Tak więc kolejnym punktem do zmian jest z pewnością umożliwienie dyskusji publicznej na sesji RM i uwzględnianie tego w porządku obrad. Dziś radni wolą nie widzieć i nie słyszeć czegoś publicznie, a co nie jest publiczne można marginalizować.
Kwestia głosu sprowadza się do spraw istotnych, o dużej wadze tak finansowej jak i publicznej. Referenda w wielu papalandzkich sprawach mogłyby zupełnie zmienić oblicze tego miejsca, dosłownie. Ponadto forma taka daje władzy dodatkową pewność, że działania jakie podejmuje są słuszne lub też nie. Obywatelom zaś daje naturalną pewność, że uczestniczą w procesie rządzenia bezpośrednio i mają wpływ na kwestie dla nich kluczowe. Budowa szpitala, remont Placu Centralnego, BDI, strefa ekonomiczna to tylko kilka tematów, które powinny być „załatwiane” z mieszkańcami. We wszystkich przypadkach, które angażują ogromne środki finansowe oraz w przypadkach, które mają znaczący wpływ na rozwój społeczno-gospodarczy, głos obywateli jest sprawą nadzwyczaj istotną. Nie może być tak, że znowu wąska grupa decyduje o przyszłości wszystkich. Do tego jednak potrzeba zmiany mentalności politycznej, zmiany fundamentów władzy. I prędzej czy później zmiana ta nastąpi.
Kończąc, pozostaje mieć nadzieję, że pomysły przedstawione przez moich kolegów oraz pomysły, które już funkcjonują w papalandzkim obiegu politycznym będą sukcesywnie wprowadzane w życie. Oczywiście jest to ściśle powiązane ze zmianą w strukturach władzy, która obecnie ma niewiele wspólnego z władzą demokratyczną.
UZUPEŁNIENIE
Dla niedowiarków, że obywatelskie projekty uchwał nie są księżycowym bajaniem, zamieszczam link do statutu Gdańska. Paragraf 43 warty szczegółowej uwagi.
Chyba wam się coś wydaje, że jest dużo ludzi, którzy interesują się sprawami gminy, a to jest kompletna nieprawda, jak się znajdzie 50 to wszystko, popytaj sąsiadów to się przekonasz.
OdpowiedzUsuńObejrzałam ostatnio panel dyskusyjny i jak zobaczyłam pewne osoby to ogarnęło mnie przerażenie, z tej mąki chleba nie będzie.
Tutaj Szanowna Pani wcale nie chodzi o tych, którzy się interesują. Tu chodzi o rozbudzenie zainteresowania wśród tych, którzy go do tej pory nie przejawiali z różnych względów.
UsuńRozmawiam regularnie z różnymi osobami i mogę Pani tylko napisać tyle, że ludzie widzą co się wkoło dzieje, ale przez pewne braki w wiedzy i przekonanie, że nic nie mogą zrobić, pozostają bierni. Nich i Pani spróbuje wyjaśnić swoim rozmówcom pewne lokalne kwestie a zauważy Pani, że reakcje będą bardzo pozytywne.
Maju defetystko, dyktatorów ulubienico. Jestem przekonany że w przypadku poddania pod głosowanie ( niekoniecznie w formie referendum ) na co przeznaczyć kilka milionów złotych z gminnych funduszy to znajdzie się w naszej gminie kilka tysięcy głosujacych i kilkanascie grup wspierający zaproponowane przez siebie projekty. Pokazuja to doświadczenia innych miast które już budżet obywatelski wprowadziły. Bedzie więc wtedy rywalizacjia uczciwa czy przeznaczyć 250 000,00 zł na wypasiony wóz strazacki czy ścieżki rowerowe nad Skawą, na in vitro czy na pomoc w promocji dla drobnych przedsiębiorców itp. To skala realnych problemów. Czytaj już wkrótce u mnie na blogu jak inne miasta sobie poradziły.
OdpowiedzUsuńBajkopisarzu dzięki za wsparcie tej konstruktywnej i potrzebnej inicjatywy i dodanie nowych ważnych kontekstów. Niech wieść gminna niesie "Tak dali być ni może"
Defetystka owszem, ale z słusznych powodów, rozmawiałam z wieloma wyborcami i twierdzą, że osoby w przedziale 40 - 80 na listę gdzie będzie słynny Kazimierz i jemu podobni w życiu nie zagłosują, wręcz mówią, że wolą już to co jest.
OdpowiedzUsuńCo się z Tobą Majka dzieje? Nawciągałaś się piepszu? :D
UsuńBlogerzy dobrze punktują braki a Ty narzekasz. Nie bądź baba ;)
Do końca kadencji możecie pisać, punktować tylko przy 5 radnych nic nie wejdzie w życie.
UsuńPałacowy, Dziadunio, Obywatelu...
OdpowiedzUsuńNapisaliście już wszystko, więc nie ma sensu abym i ja w tym jakże istotnym dla demokracji temacie również się "produkował" na swoim blogu...
Wszystko co napisaliście ponad wszelkie spory, należy do obywatelskiego prawa, zwanego w aktach prawnych jawnością życia publicznego! A więc do czegoś, czego w tym mieście nie zaznaliśmy od czasu zmian ustrojowych. Młodzi może nie uwierzą, ale np. jawność rozdysponowania budżetu w Wadowicach była... za czasów Naczelnika Marian Skrzypczaka.
Zdaję sobie sprawę, że za chwilę wielu zwyzywa mnie od komuchów, ale jestem już na to odporny, więc jak komuś to pomoże, ulży, to niech wali do woli!
Dlatego dodam tylko, że w całości popieram podjętą przez Was inicjatywę, w tym zobowiązanie radnych opozycyjnych do wystąpienia z tematem na forum tego czegoś, co w demokratycznym państwie powinno być... Radą Miejską!
Niestety, tu nie jest!
Panie Edwardzie, ja gorąco Pana zachęcam do przedstawienia Pańskiej wizji u Pana na blogu. Im większy wydźwięk tym lepiej.
UsuńDziekuję za słowa poparcia. Bezinteresowne i uczciwe. Jestem pewien że jest pan w stanie dodać od siebie zupełnie nowy kontekst tej idei z pożytkiem wszystkich.
Usuń