Wystarczyły dwa dni, aby ponownie przekonać się jak działa papalandzka propaganda sukcesu. Nim jednak uzmysłowimy sobie to na nowo, warto odbyć podróż w czasie do miejsca, w którym na dobre narodziła się inżynieria społeczna i socjotechniczne sposoby manipulacji tłumem.
Nazistowskie Niemcy wraz ze swym przywódcą, Adolfem Hitlerem, były pierwszym inkubatorem myśli propagandowej. Już w pierwszym filmie mającym cechy polityczno-propagandowe, „wódz” przedstawiony był niczym boska istota zstępująca z nieba. Zawsze był kreowany jako nadczłowiek o cechach wyższych. W pierwszych latach wojny jego wizerunek przypominał natchnionego proroka, a w jego wystąpieniach można było znaleźć różnorodne odniesienia religijne. Charakterystyczną cechą było też umiejętne dostosowywanie swojego wizerunku do konkretnego odbiorcy – podczas wystąpień partyjnych w Reichstagu, Hitler przybierał maskę stratega i męża stanu, a ton jego wypowiedzi był bardzo dyplomatyczny, niekiedy wręcz spolegliwy. Spotkania z przedsiębiorcami i ludźmi przemysłu ciężkiego obfitowały w wypowiedzi nowoczesne i wręcz liberalne. Na wiece publiczne Hitler stawał się pozornym szaleńcem, sprzedającym ideę narodu jako najważniejszą i nadrzędną. W żadnym z wymienionych przypadków nie było jednak miejsca na improwizację. Hitler zawsze starannie przygotowywał się do swoich przemówień, był świetnym aktorem. Godzinami ćwiczył mimikę, a teksty przyswajał na pamięć co miało stwarzać wrażenie, że tak naprawdę mówi „z biegu”. Cel wszystkich tych zabiegów był jeden – omamić tłum.
Brutalne to porównanie do naszych czasów w Księstwie może wydawać się nieuprawnione. Jaki Hitler? Jaka propaganda? Wystarczy jednak odszukać w sieci nagrania sprzed dwóch dni lub zobaczyć zdjęcia z demonstracji „boskości” (też przed dwoma dniami), by nie mieć wątpliwości, że mamy do czynienia z czymś bardzo podobnym. Zagrożenie nazizmem oczywiście nie istnieje, ale technika sprawdza się tak samo.
I oto ona wśród papalandzkich dygnitarzy kościelnych jako jedyna godna dostąpienia zaszczytu obcowania z pozostałościami po papieżu. I oto ona na forum Rady Parafialnej dyplomatyczna wobec niezabierających głosu i agresywna wobec krytyków. I oto ona, ustami swego pupila, staje się rozumiejącą i nowoczesną władzą, otwartą na potrzeby cyklistów – bez cienia agresji, z nutą porozumienia i nowoczesności. Boskie są jej zasługi dla Księstwa, bo i ona ma w sobie boski pierwiastek nieskazitelnej miłości do bliźniego swego.
Dla „narkomanów”, krytyków politycznych, osób o innej orientacji ekonomicznej i gospodarczej miejsca w Księstwie nie ma. Zmieniły się czasy, narzędzia pozostały te same, niekiedy nawet udoskonalone. Tylko czekać jak internetowe piece na nowo zapłoną… Chociaż Drodzy Czytelnicy czekajcie, czy już przypadkiem nie było kiedyś o tym mowy, żeby kogoś przez komin puścić, gdyby Hitler żył? I na pytanie czy jej to przeszkadza padła bardzo wymowna odpowiedź.
Jak zobaczyłam te zdjęcia to od razu pomyślałam "oto ja służebnica pańska". Jest dużo podobieństw do III rzeszy to prawda. Oni to robią nawet nieświadomie już od 20 lat a ludzie ciągle się na to nabierają.
OdpowiedzUsuń